Przejdź do głównej zawartości

Dwóch uśmiechniętych ludzi pozostanie w pamięci

W przeciągu niespełna miesiąca zginęło dwóch skoczków, których miałem przyjemność poznać.

Pod koniec lipca, w Szwecji Rafał miał sytuację awaryjną podczas skoku WS. Skręcone linki, walczył z czaszą główną za długo, otworzył spadochron zapasowy w takiej sylwetce, że napełnienie się zapasu zostało zaburzone i spowolnione. Na nieprawidłowo napełnionym zapasie uderzył w ziemię i wkrótce zmarł od odniesionych obrażeń w szpitalu.
Ten ostatni sezon był dla niego bardzo intensywny, postanowił także zmienić spadochron główny na mniejszy, na Sabre 2 135. Mniejsza czasza to nie tylko szybsze lądowania, to także bardziej agresywny przebieg awarii oraz mniej czasu na rozwiązanie problemów.

Przedwczoraj, w Szwajcarii podczas skoków WS BASE zginął Bartek. To był jego pierwszy skok z punktu "fatal attraction" Hinterrugg. Miał olbrzymie doświadczenie w skokach BASE. Coś poszło nie tak i z dużą prędkością uderzył niedługo po oddzieleniu się od obiektu.

Niezmiennie, gdy dochodzi do jakiejś tragedii zastanawiam się, czy na jakimś etapie można było przerwać łańcuch zdarzeń.
Podejmując jakąkolwiek działanie zestawiamy ze sobą wiele informacji, szacujemy nasze możliwości, analizujemy otaczające warunki aby wreszcie dojść do wniosku, czy podejmowana akcja wiedzie nas do oczekiwanego sukcesu i jakie mogą być ewentualnie straty. Tak samo przy przechodzeniu przez jezdnię, tak samo przy zakręcaniu motorem, czy schodzeniu zimą po schodach.


W sportach niebezpiecznych kalkulacje są trudniejsze i jeszcze bardziej komplikują się, gdy wprowadzamy zmiany. Na jednej szali wagi będą więc gromadzić się odpowiedzi na pytania jak coś zrobić, przy pomocy jakich narzędzi i kiedy zacząć, po drugiej stronie będzie zaś, czy faktycznie to robić. Do tej decyzji potrzebne jest oszacowanie własnych możliwości, które jest bardzo trudne i śmiem twierdzić, że niemal nigdy nie jest zgodne z prawdą, oscylujemy pomiędzy niedoszacowaniem i przeszacowaniem tego co rzeczywiście wiemy i umiemy.
Gdy podejmujemy ryzykowne działania dochodząc do granic naszych własnych możliwości i kończą się one sukcesem a mózg nagradza nas euforycznym zadowoleniem możemy mieć wrażenie, że to co robimy jest mniej ryzykowne. W rzeczywistości tak oczywiście nie jest, ryzyko pozostanie ryzykiem niezależnie od naszych wrażeń i nastawienia wobec tego, co zamierzamy zrobić. Ale to wrażenie spowoduje, że kolejne wykonanie ryzykownego działania będzie niejako mniej atrakcyjne i zakończy się wydzieleniem mniejszej ilości endorfin. Będziemy chcieli więcej przesuniemy więc granicę, aby znowu poczuć euforię. Ta droga ma kilka zakończeń. Albo w ciągłym badaniu granic naszych możliwości przekroczymy je, doznamy urazu lub poniesiemy śmierć. Albo refleksje wzbudzą w nas demony, które zablokują ścieżkę lub zawalą kamieniami jej najbardziej stromy kawałek albo poczujemy spełnienie i wrażenie, że osiągnęliśmy to, co mieliśmy osiągnąć i dalej nie musimy iść. Możemy zacząć badać inny kawałek swojego życia.
Nikomu nie życzę tego pierwszego zakończenia, nawet osobom, których nie lubię. Drugie zakończenie pozostawia niesmak i może trochę palić goryczą przez wiele lat, ale nie będziemy długo się na siebie samych gniewać, życie przyniesie nowe smaki.
Ta trzecia opcja jest najpiękniejsza ale nie wiem, czy ktoś to osiągnął.

Gdy idziemy pierwszą ścieżką, wierzę, że duży wpływ mają na nas ci, którzy też nią kroczą. Szczególnie wtedy, gdy nasze poczucie możliwości wybija się do góry ponad realia. To widać, jeśli zna się w miarę dobrze człowieka, z którym przemierza się ten kawałek losu. Diabelnie trudno jest interweniować skutecznie. Zwykłe zwrócenie uwagi zwykle prowadzi do niechęci, do zamknięcia się i zanegowania. Warto jednak próbować użyć jakiejś myśli, która podrzucona będzie się rozwijała i osoba ta sama dojdzie do wniosku, że trzeba trochę zwolnić i nabrać sił oraz doświadczeń. Na pewno warto próbować.
Tych dwóch sympatycznych ludzi doszło tam, gdzie dojść nie chcieli, choć szli w tym kierunku. Wokół nas są dziesiątki chodzących w różne strony amatorów adrenaliny. Nie patrzmy tylko na siebie, patrzmy uważnie, możne nawet troskliwie na nich, wtedy może i ktoś będzie patrzeć na nas, gdy zaczniemy ślepnąć biegnąc ku jakiejś iluzji.

Komentarze

  1. Refleksja to dobre ale jakież ciężkie gatunkowo słowo.
    Cześć Ich pamięci, bo bohaterami są wszcy ci którzy z odwagą kroczą drogą którą sobie wyznaczyli.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Samolot An-2

An-2 to dwupłatowy samolot wielozadaniowy klasy STOL (Short Take Off and Landing). Długość drogi rozbiegu i dobiegu to około 200 metrów. Antek wyposażony jest w gwiazdowy silnik wolnossący, któremu mocy na małych wysokościach wystarcza do przewożenia niemal dwóch ton balastu. Jednak wraz ze wzrostem wysokości, gdy spada ciśnienie powietrza, brak wystarczającej ilości tlenu dusi koniki mechaniczne z początkowej wartości 1000.

Wypadek Pabla

Nie mogę pozbierać myśli. Może pisanie jakoś się do tego przyczyni. Pablo dziś zginął podczas skoku tandemowego. Poznałem go na wyjeździe do Hiszpanii kilkanaście lat temu, gdy robił ze mną swój AFF. Zawsze uśmiechnięty, pełen energii, sypiący dobrej jakości dowcipami jak z rękawa. Podczas szkolenia nie szło mu świetnie, jeden z moich palców nadal jest wykrzywiony po tym, jak łapałem go z obrotów. Zaskoczył mnie wtedy swoją postawą. W żaden sposób nie załamywał się, nie biadolił tylko trenował na ziemi i skakał aż wyszło mu tak, jak tego chciał. Potem miałem okazję przekonać się, że taki miał charakter. Poznałem go jako uporządkowanego i bardzo zadaniowego człowieka. Skrupulatnie realizował swoje zamierzenia. Kilka lat później nauczyłem go jak skakać w tandemie. Na tandemie zakończyło się jego życie. Żona, dwoje małych dzieci. Młody człowiek, więc najpewniej też rodzice. Mama, dzień mamy. Wiem, że los dopada na przeróżne sposoby. Wypadki komunikacyjne, choroby. Co komu pisan

Skoki na linę tzw static line

Dziwnie brzmi dla skoczka określenie skoki na linę. Tak jakby ktoś wskakiwał na linę. To nieco przestarzałe określenie wiąże się z nieco przestarzałą metodą szkolenia. Owszem nadal szkolenie podstawowe metodą static line jest uprawiane ale wiąże się to zwykle z faktem posiadania samolotu z silnikiem tłokowym, który nie daje rady wdrapać się na porządną wysokość. Static Line to skoki z małych wysokośc, pozostałość po wojskowych desantach Skoki na linę to tradycja komandosów . W ramach działań operacyjnych duża liczba desantowców musiała być wyrzucona w krótkim czasie z możliwie najniższej wysokości. Dlatego wyposażeni byli w spadochrony z systemem natychmiastowego otwarcia. Ten system opierał się w swej konstrukcji na linie statycznej. Stalowa, cienka linka w osłonie z brezentu, połączona z taśmą tekstylną prowadziła zazwyczaj do pokrowca spadochronu głównego. Podłączona przez wyrzucającego do grubszej, rozpiętej na pokładzie liny specjalną klamrą zaczynała swoją pracę, gdy de