Przejdź do głównej zawartości

Zima nie jest taka zła


Zima nie jest taka zła


Dla zdecydowanej większości skoczków posługujących się językiem polskim, czyli możliwej grupy odbiorców tego tekstu, zima jest okresem mocno zredukowanej aktywności lotniczej. Zimowanie oczywiście nie dotyczy korzystania z tuneli aerodynamicznych symulujących jedną z najbardziej atrakcyjnych faz skoku spadochronowego. Dzięki temu można podwyższać swoje umiejętności, głównie precyzję manewrów w trakcie swobodnego spadania. To raczej dobrze. Raczej, bo tak samo jak podróże kształcą tylko wykształconych tak i poczucie nabierania większych umiejętności w jednej tylko fazie skoku bez świadomości osłabienia zimowego pozostałych składowych - w tym, przede wszystkim bezpiecznego lądowania - może na wiosnę zaowocować przecenianiem swojego poziomu wyszkolenia.


Nie wszyscy skoczkowie korzystają z tuneli, nie wszyscy jeżdżą do ciepłych krajów na skoki lub pomimo niskich temperatur kontynuują działalność zimową porą. Można przyjąć, że na otarcie łez, dużej części spadochroniarzy pozostaje nabywanie wiedzy i wymiana swych doświadczeń. Gdyby tak się działo, byłoby super. Czy w istocie jednak tak jest? Jak wygląda po i przedsezonowa burza spadochronowych mózgów? Obawiam się, że nie tak, jak mogłaby wyglądać, aby była skuteczna i niosła za sobą wzrost poziomu wiedzy i świadomości. Za taki stan rzeczy osobiście obwiniam, bo przecież pisząc ten tekst wyrażam własną opinię, media społecznościowe i wyrobioną na nich formę komunikacji. Podam kilka przykładów, mając nadzieję, że szanowni czytelnicy znajdą ich więcej.

Jak mogłoby być
Jak raczej jest
Udostępnianie materiałów filmowych z prawidłowo realizowanych procedur, manewrów, zachowań godnych naśladowania.
Udostępnianie zachowań głupich, czy to zakończonych pozytywnie, czy to kończących się wypadkiem.
Merytoryczna dyskusja nastawiona na przekazywanie i czerpanie z doświadczeń innych skoczków, prowadząca do poszerzenia horyzontów i świadomości w uprawianej aktywności.
Pyskówka odbiegająca momentalnie od początkowego tematu mająca jedynie na celu autoreklamę osób, które starają się „zaorać” pozostałych rozmówców, prowadząca do coraz głębszych podziałów środowiska skoczków.
Cierpliwość i pomoc ze strony doświadczonych spadochroniarzy oraz uszanowanie ich opinii i dorobku przez początkujących.
Wyśmiewanie niedoświadczonych za zauważone braki wiedzy oraz brak poszanowania opinii doświadczonych przez niedoświadczonych, którzy od początku wszystko już wiedzą.


Wszystko byłoby tak proste, gdyby można zwalić winę za nieefektywne wykorzystanie czasu zimowego tylko i wyłącznie na nowe narzędzia i idące z nimi w parze wypaczenia komunikacji. Niestety w wielu przypadkach chodzi o zwykłą, towarzyszącą człowiekowi od początku istnienia gnuśność. Tak więc zamiast spotykać się i ćwiczyć układanie swoich spadochronów, co najwyżej osoby zainteresowane uzyskaniem licencji przystąpią do kursów szkoleniowych. To i tak, moim zdaniem super i przyklaskuję wszelkim takim inicjatywom szkoleniowym prowadzonym poza sezonem, gdzie skoczkowie mogą się spotkać i czegoś dowiedzieć, czegoś nauczyć, nawet jeśli trzeba za to zapłacić, to nie ma w tym nic złego. Coś za coś. Oczywiście tak „niezależne”, tak dążące do wolności środowisko spadochronowe nie będzie spotykać się w celach samokształcenia, a jedynie z niechęcią będą oczekiwać dni bezpieczeństwa w ich ośrodku szkolenia, które trzeba odbębnić przed przystąpieniem do pierwszych skoków.

Podobnie ma się rzecz z treningiem procedur awaryjnych. Tu z kolei nawet bardzo doświadczeni spadochroniarze uważają chyba, że taki trening musi być prowadzony przez kadrę instruktorską więc także poczekają do wiosny marnując drogocenną okazję zespołowego myślenia, analizowania i utrwalania prawidłowych zachowań w olbrzymim zbiorze przeróżnych problemów.
Dołożę na koniec kwestię sprawności fizycznej, którą można zimą poprawić lub choćby utrzymać na odpowiednim poziomie, aby móc bezpiecznie wykonywać skoki w sezonie.
Wszystkie te działania to w istocie przestrzeń, w której można integrować się w grupie, poznawać, mieć do siebie więcej zaufania oraz dużo lepiej komunikować się między sobą podczas trwającego sezonu. Niezaburzona wymiana informacji oparta o minimum wzajemnego szacunku w wielu sytuacjach może uchronić od popełnienia błędu. Co więcej, przyjemniej działa się w zgranym zespole. Pozostawiam więc szanownym czytelnikom pod wzgląd, co można zimą robić, aby podwyższyć jakość wykonywanej w sezonie aktywności oraz znacznie obniżyć poziom marudzenia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Samolot An-2

An-2 to dwupłatowy samolot wielozadaniowy klasy STOL (Short Take Off and Landing). Długość drogi rozbiegu i dobiegu to około 200 metrów. Antek wyposażony jest w gwiazdowy silnik wolnossący, któremu mocy na małych wysokościach wystarcza do przewożenia niemal dwóch ton balastu. Jednak wraz ze wzrostem wysokości, gdy spada ciśnienie powietrza, brak wystarczającej ilości tlenu dusi koniki mechaniczne z początkowej wartości 1000.

Wypadek Pabla

Nie mogę pozbierać myśli. Może pisanie jakoś się do tego przyczyni. Pablo dziś zginął podczas skoku tandemowego. Poznałem go na wyjeździe do Hiszpanii kilkanaście lat temu, gdy robił ze mną swój AFF. Zawsze uśmiechnięty, pełen energii, sypiący dobrej jakości dowcipami jak z rękawa. Podczas szkolenia nie szło mu świetnie, jeden z moich palców nadal jest wykrzywiony po tym, jak łapałem go z obrotów. Zaskoczył mnie wtedy swoją postawą. W żaden sposób nie załamywał się, nie biadolił tylko trenował na ziemi i skakał aż wyszło mu tak, jak tego chciał. Potem miałem okazję przekonać się, że taki miał charakter. Poznałem go jako uporządkowanego i bardzo zadaniowego człowieka. Skrupulatnie realizował swoje zamierzenia. Kilka lat później nauczyłem go jak skakać w tandemie. Na tandemie zakończyło się jego życie. Żona, dwoje małych dzieci. Młody człowiek, więc najpewniej też rodzice. Mama, dzień mamy. Wiem, że los dopada na przeróżne sposoby. Wypadki komunikacyjne, choroby. Co komu pisan...

Skoki na linę tzw static line

Dziwnie brzmi dla skoczka określenie skoki na linę. Tak jakby ktoś wskakiwał na linę. To nieco przestarzałe określenie wiąże się z nieco przestarzałą metodą szkolenia. Owszem nadal szkolenie podstawowe metodą static line jest uprawiane ale wiąże się to zwykle z faktem posiadania samolotu z silnikiem tłokowym, który nie daje rady wdrapać się na porządną wysokość. Static Line to skoki z małych wysokośc, pozostałość po wojskowych desantach Skoki na linę to tradycja komandosów . W ramach działań operacyjnych duża liczba desantowców musiała być wyrzucona w krótkim czasie z możliwie najniższej wysokości. Dlatego wyposażeni byli w spadochrony z systemem natychmiastowego otwarcia. Ten system opierał się w swej konstrukcji na linie statycznej. Stalowa, cienka linka w osłonie z brezentu, połączona z taśmą tekstylną prowadziła zazwyczaj do pokrowca spadochronu głównego. Podłączona przez wyrzucającego do grubszej, rozpiętej na pokładzie liny specjalną klamrą zaczynała swoją pracę, gdy de...