Przejdź do głównej zawartości

e-book Wypadki Spadochronowe już jest gotowy

Szanowni czytelnicy,

Przedstawiam kolejną publikację, którą przygotowałem z myślą o poprawie bezpieczeństwa spadochronowego. Nie ukrywam, że to trudna lektura. Zbieranie materiałów i ich opracowanie również dla mnie było mocno przygnębiające, tym bardziej że za każdą z tych tragicznych historii kryją się uśmiechnięte twarze ludzi, którzy odeszli. Przez ponad ćwierć wieku, które spędziłem w skokach spadochronowych, w mojej pamięci zostały postaci znajomych, czasem przyjaciół, którzy wynikiem splotu pewnych okoliczności nie mają już prawa do starzenia się i do wpływania na przebieg zdarzeń wokoło. Można by pomyśleć, że nie jest potrzebne takie rozdrapywanie ran, odbieranie radości z hobby, które łączy nas - spadochroniarzy. Jednak z moich doświadczeń wydaje się niezwykle istotne, abyśmy trwale uświadomili sobie, że skoki spadochronowe są niebezpieczne i tylko odpowiednie przygotowanie zmniejsza ryzyko kontuzji lub śmierci.

W naszych umysłach jest pewien mechanizm wypierania trudnych spostrzeżeń i refleksji. Bardzo szybko odgradzamy się od wstrząsających faktów murem my - oni. To zawsze oni robią sobie coś złego a my nie. Jeśli zginie starszy skoczek, szybko wytłumaczymy sobie, że nie powinien był już skakać ale my przecież jesteśmy jeszcze młodzi i w pełni sił, sprawni i szybcy. Jeśli tragedia przydarzy się komuś młodemu, zaraz sobie to wytłumaczymy, że młodzi to tacy narwani są ale my już o życiu wiemy tyle, że nas taki splot zdarzeń nie złapie. Jeśli ktoś skacze mało, to powinien był skakać więcej, jeśli dużo, to miał za mało czasu na refleksję. Zawsze znajdziemy przekonujące wytłumaczenie dlaczego oni giną. Niestety to my giniemy. Niestety też popełniamy te same błędy, które wcześniej zostały już popełnione. Przypomina to nieco wyparcie faktów historycznych i ciągłe zadziwienie fatalnymi posunięciami, które przecież wielokrotnie miały już miejsce i są nierozerwalnie związane ze stanem świadomości.
Bo to o świadomość chodzi. Żarna losu mielą skoczków od ponad wieku. Spadochroniarstwo bardzo się spopularyzowało a miliony radosnych skoków przeplatane są setkami tragedii, które na krótko poruszają. Na bardzo krótko.


Od lat omawiam wypadki. To zawsze jest smutne, zawsze pochłania energię i na jakiś czas przygnębia mnie, przypuszczam że w podobnym stopniu, co odbiorców mojego przekazu. Dostrzegam, że skoczkowie są wstrząśnięci i gotowi na refleksję tuż po tragicznym zdarzeniu jednego z nas. Taki stan trwa parę tygodni a potem następuje wyparcie. Ten stan jednak jest bardzo istotny, gdyż przemyślenia, które wtedy mamy mogą wpłynąć na nasze zachowanie. Przez krótki czas jednoczymy się i czujemy tak istotną dla bezpieczeństwa kruchość, ulotność naszego życia. Zaraz jednak krzepniemy w swojej iluzji nienaruszalnego bezpieczeństwa, a błędy oddajemy „im”.
Człowiek bez prawa do popełniania błędów nie jest w równowadze. Uszanowane błędy to lekcje i doświadczenie. Ekspertem jest przecież ten, kto popełnił błędy, przeżył i zrozumiał je. Podobnie jest z przestrzenią dla słabości, które mamy i nie można ich zakrzykiwać hasłami, że jakoś to będzie. Mamy prawo do swoich słabości i powinniśmy je jako dorośli ludzie uszanować. Po latach obserwacji skoczków, począwszy od ich pierwszych kroków nie mam wątpliwości, że dużo rozsądniej zachowują się ludzie wrażliwi, którzy pozostawiają sobie prawo do obaw, do zwątpień i to nawet jeśli toksyczne otoczenie wyśmiewa ich jakże niemęską w ich pojęciu słabość. Niezrozumienie swoich ograniczeń, wypieranie swoich obaw, przełamywanie swoich słabości to jedna z dróg do tragedii.
W niemal każdym z niżej zebranych wypadków można znaleźć magiczną ścieżkę, która prowadzi do śmierci. Na wielu etapach łańcuch zdarzeń, który przeciąga skoczka na drugą stronę życia można przerwać przecinając choćby jedno ogniwo. W wielu sytuacjach nie widzimy, jak wiele takich łańcuchów się tworzy i jak wiele z nich szczęśliwie udaje się przerwać. Czasem dostrzegamy i oblewa nas zimny pot, że było tak blisko, ale takie prawo do refleksji mają raczej ci, którzy obserwują życie z uwagą i szacunkiem. Nie znaczy to jednak, że automatycznie uważni ludzie stają bezpieczni. Raczej są trochę, troszkę bardziej bezpieczni.
Wypadek to klucz, który w danym momencie dopasował się do określonego zamka, klucze i zamki mogą być proste i skomplikowane. Za każdym wykonywanym przez nas skokiem mniej lub bardziej zgrzyta jakiś klucz. W olbrzymiej większości skoków nie jest dopasowany i lądujemy szczęśliwi, napakowani hormonami radości, pełni chęci do następnego skoku. Czasem, gdy klucz poruszył zamek ale go nie otworzył lądujemy i schodzi z nas powietrze. To ten moment, kiedy zastanawiamy się, czy warto dalej to robić? Czy warto skakać i wystawiać swoje zdrowie na ryzyko?
W całym naszym życiu toczą się takie mechanizmy, nieraz dostrzegamy je przy okazji wypadków komunikacyjnych. W spadochroniarstwie możemy je świadomie przeanalizować i zrobić to, co każdy skoczek musi zrobić - przygotować plan.
To plan skoku jest najważniejszy i zaczyna się on od procesu podejmowania decyzji. W tym planie nie może zabraknąć świadomości ryzyka. To jakość zaplanowania skoku będzie decydować, czy wylądujemy pełni radości, czy zejdzie z nas powietrze, czy zapanuje ciemność i już nie będziemy mogli niczym się cieszyć ani martwić.
Lepiej nie wykonać setki dobrych skoków niż wykonać jeden zły.
Poniżej przedstawiam wybrane wypadki śmiertelne, te skoki, których żaden ze skoczków nie chciał wykonać. Każdy z nich chciał, jak sądzę, wylądować w pełni radości. W każdym z poniższych zdarzeń coś poszło nie tak. Uszanujmy błędy, które zostały popełnione, nie odgraniczajmy się od nich i nie wypierajmy ich. Niech będą w naszej przestrzeni słabości i wątpliwości wzmacniając nas i dając mądrość. Tą mądrością jest umiejętność przewidzenia skutków zanim podejmie się decyzję.
Nasze życie jest kruche i ulotne, szczególnie w zestawieniu z prędkościami i energiami, które dają wielką radość ale mogą też nas zabić.

http://www.skydiveatmosfera.com/juz-jest-przygotuj-drinka-lub-kawe-moze-sie-przydac/
400 stron, cena 12,90€



Nie mogłem powstrzymać się przed opublikowaniem tego listu, oczywiście za zgodą autorki:

Hej, tu Emi.
Na wstępie chciałam podziękować za obszerny zbiór wypadków, które omówiłeś z detalami, komentarzami, profesjonalnie i bez tajemnic. Szokujący jest fakt, że w sporcie można być jeden dzień i jeden skok, jeden rok i sto skoków jak i dwadzieścia lat i sześć tysięcy skoków a zawsze może się zdarzyć ten ostatni skok i ostatni splot wydarzeń. Nie ma żadnej granicy którą musisz przeskoczyć i wtedy jesteś już bezpieczny.
Muszę przyznać, że nieraz odkładałam tę lekturę, bo musiałam przetrawić fakty mówiące dużymi literami. Kaski znalezione po kilka metrów od wypadku, elementy wyposażenia całe popękane i podarte. To co się dzieje ze skórą która pęka na szwach jak worek z kośćmi, które z ogromną siłą rozpychają go w ułamku sekundy już wolę sobie nie obrazować.

Rozwala mnie ile czynników bierze udział  tragedii: nieraz układacz, nieraz trener, nieraz wszyscy na raz łącznie ze skoczkiem przyczyniają się do wypadku i skoczek niewiele już może zrobić w powietrzu. Zadziwia mnie fakt ilu ludzi wywaliła na tamten świat odhamowana sterówka. Niestety jednak najczęściej to skoczek wywala pałę na zasady bezpieczeństwa lub stan sprzętu przed i w trakcie skoku.

Nieraz tak jak pewnie słusznie się domyślasz skoczek liczy do ostatnich chwil na automat lub RSL nie do końca wiedząc jak działa jego sprzęt….
Nieraz jednak pewne rzeczy po prostu dzieją się w powietrzu i nie wszystko można przewidzieć - tak jak wtedy gdy ktoś wpada na twój otwierający się spado i w rezultacie oboje lądujecie z trudem i połamani.

Najbardziej jednak wzruszyła mnie dziewczyna która do końca spadała w płaskiej stabilnej pozycji trzymając mocno pilocik w dłoni. Potem znaleziono ją z pięścią zaciśniętą na pilociku w okolicy podbrzusza - tak jakby miała jakiś skurcz w ręce lub co bardziej prawdopodobne w podbrzuszu, jakiś spazm, który zamiast wypuścić pilocik kazał jej chwycić właśnie za podbrzusze - wygląda jak reakcja obronna na ból. Wiem, wiem… jeśli nie mogła z jakiegoś powodu puścić pilocika powinna natychmiast lewą ręką otworzyć spadochron zapasowy. Niestety czemu tego zrobiła nie dowiemy się, ale kto wie może należała do kobiet/dziewczyn, które ze względu na bóle o nasileniu wręcz pozbawiającym przytomności, nie powinna skakać w pewne dni w miesiącu, tylko że pewnie chciała dokończyć swój aff, spełnić marzenie i nie przypuszczała, że nagły skurcz, czy spazm może jej aż tak mocno dopiec w tym jakże ważnym momencie skoku. Nie chcę tu nadinterpretować ale wyobraziłam ją sobie podczas skoku i myślę, że mogła to być jedna z przyczyn jej zachowania.

Żyjemy w czasach w których dziewczyny żyją odważnie, spełniają marzenia, są waleczne, zdobywają, udowadniają. Trochę mi się kojarzy taka postawa z Daenerys Targerian z Game of Thrones - silna, latająca (na smokach) - nie okazująca słabości. Niejedna dziewczyna chce udowodnić sobie i innym że nie ma słabości, że jest silna, że może wszystko. Żyjemy też niestety w takich czasach w których dziewczyny i ogólnie ludzie nie mają prawa do słabości. Zwłaszcza w takich miejscach jak strefa skoków przepełniona testosteronem. Słabość która często dla wielu jest jedną z cech kobiecości jest wyśmiewana lub spotyka się po prostu z brakiem aprobaty i respektu.
Znam to wrażenie kiedy faceci na strefie kontrolują każdy twój ruch i czekają na jakiekolwiek potknięcie i na pierwsze w twoim życiu laszowanie o którym ty nie masz do ostatniej chwili pojęcia (niedorzeczne jak poważnie traktują taki proceder dorośli ludzie)
Zdaje mi się, że tutaj dużo zależy od lidera i jego postawy i reakcji na słabości innych. Chociaż z drugiej strony podobnie jak skoczek z chorobą serca - niejednokrotnie sami nie dajemy sobie prawa do własnych słabości.

Tradycyjnie się rozpisałam. Jeśli chodzi o świadome liderstwo to właśnie przerabiam książkę Simona Sinek’a Start With Why, która w większości traktuje o biznesie, ale tak naprawdę mówi o pragnieniach serca, postawach liderów i tak właściwie o braku liderów w obecnych czasach. Polecam jego wideo na ted.
Dzięki jeszcze raz za tę trudną, ale jakże przydatną lekturę. Mam nadzieję, że nigdy nie trafię do zdradliwego lejka wydarzeń.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Samolot An-2

An-2 to dwupłatowy samolot wielozadaniowy klasy STOL (Short Take Off and Landing). Długość drogi rozbiegu i dobiegu to około 200 metrów. Antek wyposażony jest w gwiazdowy silnik wolnossący, któremu mocy na małych wysokościach wystarcza do przewożenia niemal dwóch ton balastu. Jednak wraz ze wzrostem wysokości, gdy spada ciśnienie powietrza, brak wystarczającej ilości tlenu dusi koniki mechaniczne z początkowej wartości 1000.

Wypadek Pabla

Nie mogę pozbierać myśli. Może pisanie jakoś się do tego przyczyni. Pablo dziś zginął podczas skoku tandemowego. Poznałem go na wyjeździe do Hiszpanii kilkanaście lat temu, gdy robił ze mną swój AFF. Zawsze uśmiechnięty, pełen energii, sypiący dobrej jakości dowcipami jak z rękawa. Podczas szkolenia nie szło mu świetnie, jeden z moich palców nadal jest wykrzywiony po tym, jak łapałem go z obrotów. Zaskoczył mnie wtedy swoją postawą. W żaden sposób nie załamywał się, nie biadolił tylko trenował na ziemi i skakał aż wyszło mu tak, jak tego chciał. Potem miałem okazję przekonać się, że taki miał charakter. Poznałem go jako uporządkowanego i bardzo zadaniowego człowieka. Skrupulatnie realizował swoje zamierzenia. Kilka lat później nauczyłem go jak skakać w tandemie. Na tandemie zakończyło się jego życie. Żona, dwoje małych dzieci. Młody człowiek, więc najpewniej też rodzice. Mama, dzień mamy. Wiem, że los dopada na przeróżne sposoby. Wypadki komunikacyjne, choroby. Co komu pisan...

Skoki na linę tzw static line

Dziwnie brzmi dla skoczka określenie skoki na linę. Tak jakby ktoś wskakiwał na linę. To nieco przestarzałe określenie wiąże się z nieco przestarzałą metodą szkolenia. Owszem nadal szkolenie podstawowe metodą static line jest uprawiane ale wiąże się to zwykle z faktem posiadania samolotu z silnikiem tłokowym, który nie daje rady wdrapać się na porządną wysokość. Static Line to skoki z małych wysokośc, pozostałość po wojskowych desantach Skoki na linę to tradycja komandosów . W ramach działań operacyjnych duża liczba desantowców musiała być wyrzucona w krótkim czasie z możliwie najniższej wysokości. Dlatego wyposażeni byli w spadochrony z systemem natychmiastowego otwarcia. Ten system opierał się w swej konstrukcji na linie statycznej. Stalowa, cienka linka w osłonie z brezentu, połączona z taśmą tekstylną prowadziła zazwyczaj do pokrowca spadochronu głównego. Podłączona przez wyrzucającego do grubszej, rozpiętej na pokładzie liny specjalną klamrą zaczynała swoją pracę, gdy de...