Przejdź do głównej zawartości

Zbyt wysokie hamowanie - niemal codzienność

Pierwsze śliwki robaczywki - ale bez przesady

Podczas pierwszych skoków trudno oczekiwać od niedoświadczonego skoczka dobrej oceny wysokości. Każdy ma prawo do błędów, ważne aby te błędy nie były krytyczne i prowadziły do poprawy umiejętności.

Dalmierz, w jaki wyposażony jest każdy, zdrowy człowiek działa doskonale. Problemem jednak jest skalowanie tego wewnętrznego urządzenia.
Przykładowo, gdy biegniemy w stronę stojącego przed nami obiektu nie mamy większych problemów z zatrzymaniem się przed nim, z ominięciem, ba nawet z ominięciem go niemal na styk.


To nasz dalmierz. To z jednej strony stereoskopia i zestawianie przez mózg dwóch, różnych obrazów przesyłanych przez oczy, to również doświadczenia związane z wielkością i dynamiką "zmian rozmiarów" otaczających nas przedmiotów.

Największym problemem jest skalowanie odległości

Podczas pierwszych lądowań mamy jednak do czynienia z dwoma problemami. Z jednej strony obraz, który dociera do mózgu, jest czymś nowym (nawet jeśli pasjami oglądamy google maps), z drugiej strony dostajemy wytyczne odnośnie liczby metrów, na których mamy rozpocząć proces hamowania. A, zapomniałem, jeszcze trzeci problem - hamowanie to zmiana prędkości, przeciążenie i kołysanie, które odbiera błędnik.
Najgorsze jednak jest skalowanie do jednostek miary. Sprawdźcie sobie, jeśli nie wierzycie. Przebiegnijcie się w stronę jakiegoś obiektu i zahamujcie tuż przed nim, tak aby nie stuknąć czołem w przeszkodę, ale aby być bardzo bliziutko. Da się? Da. No dobra a teraz jeszcze raz biegnijcie w stronę przeszkody i mówcie na głos ile zostało metrów do zatrzymania. Trudne, nieprawdaż?
Mina instruktora, gdy student hamuje wysoko
Oczywiście i to można wytrenować, bo w każdy momencie, gdy się zatrzymacie, będziecie w stanie bez problemu podać przybliżoną odległość do przeszkody. W ruchu staje się to jednak bardzo trudne.


I tak właśnie jest podczas pierwszych skoków

Ziemia "rośnie" nieliniowo. Im bliżej, tym rośnie szybciej. Tuż przed lądowaniem wrażenie potęguje się. Tym bardziej, że do dobrego lądowania potrzebujemy pełnej prędkości spadochronu. Prędkość to prawo bezpiecznego latania. Tylko w anegdotach pilot mówi kobiecie: spokojnie, spokojnie, będę leciał nisko i powoli.
Najczęstszą reakcją młodego skoczka będzie przedwczesne opuszczenie sterówek i podwieszenie spadochronu zbyt wysoko.
I chwała zalęknionemu mózgowi, że skłania do takiego błędu. Przy założeniu, że instruktor dał na plecy uczniowi spadochron szkolny - idtiotenodporny.
Przy spadochronie szkolnym, który jest duży, ma gruby profil i odpowiednio dobraną długość linek sterowniczych lepiej jest zahamować za wysoko niż za nisko.
Nieprzekonanych przekona wyobrażenie sobie sytuacji, gdy skoczek po grzmotnięciu w glebę ciągnie w dół sterówki - można uznać to za wysoce nieefektywne działanie.
Jeśli spadochron jest zahamowany za wysoko, wtedy miniemy punkt dynamicznego - komfortowego lądowania i spadochron zacznie opadać z prędkością jednostajną. Większą niż ta, która mogłaby być przy wspaniałym hamowaniu, ale nadal bezpieczną do lądowania (tu trzeba pamiętać to BSL czyli Bezpiecznej Sylwetce do Lądowania" - nogi złączone i ugięte, ręce przed sobą).

Co zrobić, gdy zdarzy się zahamować za wysoko na spadochronie szkolnym?

Po pierwsze trzymać zahamowany. Poluzowanie sterówek spowoduje, że czasza skoczy do przodu a chwilę później podwieszone, nieświadome błędu ciało, łupnie straszliwie o ziemię.
Po drugie przyjąć Bezpieczną Sylwetkę do Lądowania,
Po trzecie starać się utrzymać zamierzony kierunek lądowania delikatnie manewrując zahamowanym spadochronem. 

Co zrobić, gdy mamy spadochron, który nie jest, lub nie powinien być szkolny?

Można spodziewać się, że spadochrony inne niż szkolne nie będą odporne na stabilny lot w pełnym zahamowaniu. Wraz z eksploatacją linki sterownicze skracają się, mniejsze czasze zazwyczaj są mniej odporne itd. Jeśli więc nie znamy punktu statycznego przehamowania to jesteśmy kolokwialnie mówiąc we dupie. 
Punkt statycznego przehamowania to takie położenie zahamowanych sterówek, w których spadochron traci siłę nośną, flaczeje i dramatycznie zwiększa swoją prędkość opadania.
Jeśli znamy tenże punkt, to w przypadku spadochronu nie-szkolnego, unosimy uchwyty sterownicze ciut ponad to miejsce zanim spadochron straci swoje właściwości. (To jest zwykle kilka sekund. Z pełnego hamowania jest zawiśnięcie, chwila ciszy a potem może być chwila grozy.) Spadochron jest więc zahamowany do granic swoich statycznych możliwości. BSL, utrzymanie kierunku i walimy w ziemię.


Ale bez strachu, drodzy skoczkowie ;) Przecież nie marnujemy czasu w powietrzu, nie robimy głupich spiralek tylko właśnie po to trenujemy w strefie oczekiwania aby nie dać się zaskoczyć w trudnej chwili. A trenujemy od samego początku. Przecież na kursie AFF już ćwiczymy  hamowania i hamowania z utrzymaniem kierunku.

Zobaczcie też "Brak utrzymania kierunku przy lądowaniu"


Uwaga!
Już jest dostępny poradnik spadochronowy "Co dalej po AFF?"
E-book przeznaczony jest dla mniej doświadczonych skoczków.
Dowiedz się węcej! 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Samolot An-2

An-2 to dwupłatowy samolot wielozadaniowy klasy STOL (Short Take Off and Landing). Długość drogi rozbiegu i dobiegu to około 200 metrów. Antek wyposażony jest w gwiazdowy silnik wolnossący, któremu mocy na małych wysokościach wystarcza do przewożenia niemal dwóch ton balastu. Jednak wraz ze wzrostem wysokości, gdy spada ciśnienie powietrza, brak wystarczającej ilości tlenu dusi koniki mechaniczne z początkowej wartości 1000.

Wypadek Pabla

Nie mogę pozbierać myśli. Może pisanie jakoś się do tego przyczyni. Pablo dziś zginął podczas skoku tandemowego. Poznałem go na wyjeździe do Hiszpanii kilkanaście lat temu, gdy robił ze mną swój AFF. Zawsze uśmiechnięty, pełen energii, sypiący dobrej jakości dowcipami jak z rękawa. Podczas szkolenia nie szło mu świetnie, jeden z moich palców nadal jest wykrzywiony po tym, jak łapałem go z obrotów. Zaskoczył mnie wtedy swoją postawą. W żaden sposób nie załamywał się, nie biadolił tylko trenował na ziemi i skakał aż wyszło mu tak, jak tego chciał. Potem miałem okazję przekonać się, że taki miał charakter. Poznałem go jako uporządkowanego i bardzo zadaniowego człowieka. Skrupulatnie realizował swoje zamierzenia. Kilka lat później nauczyłem go jak skakać w tandemie. Na tandemie zakończyło się jego życie. Żona, dwoje małych dzieci. Młody człowiek, więc najpewniej też rodzice. Mama, dzień mamy. Wiem, że los dopada na przeróżne sposoby. Wypadki komunikacyjne, choroby. Co komu pisan...

Skoki na linę tzw static line

Dziwnie brzmi dla skoczka określenie skoki na linę. Tak jakby ktoś wskakiwał na linę. To nieco przestarzałe określenie wiąże się z nieco przestarzałą metodą szkolenia. Owszem nadal szkolenie podstawowe metodą static line jest uprawiane ale wiąże się to zwykle z faktem posiadania samolotu z silnikiem tłokowym, który nie daje rady wdrapać się na porządną wysokość. Static Line to skoki z małych wysokośc, pozostałość po wojskowych desantach Skoki na linę to tradycja komandosów . W ramach działań operacyjnych duża liczba desantowców musiała być wyrzucona w krótkim czasie z możliwie najniższej wysokości. Dlatego wyposażeni byli w spadochrony z systemem natychmiastowego otwarcia. Ten system opierał się w swej konstrukcji na linie statycznej. Stalowa, cienka linka w osłonie z brezentu, połączona z taśmą tekstylną prowadziła zazwyczaj do pokrowca spadochronu głównego. Podłączona przez wyrzucającego do grubszej, rozpiętej na pokładzie liny specjalną klamrą zaczynała swoją pracę, gdy de...