Przejdź do głównej zawartości

Automaty spadochronowe - nie wszystko złoto, co się świeci

Wnętrze półautomatu KAP3 P - po prawej widać aneroid
Widać po statystyce, że technika spadochronowa jest jednym z gorących tematów. Wiem, że wiedza o skokach i dostępność źródeł nie rozpieszcza polskich skoczków. Wobec tego, na zamówienie z FB jadę z niektorymi informacjami dotyczącymi automatów spadochronowych. (temat odgrzebałem ze swojego bloga wielotematycznego)

Ten temat nie łapie się w zakres bezpieczeństwa, jest raczej ciekawostką dotyczącą techniki spadochronowej. Automaty spadochronowe – dużo więcej i dużo mniej niż mogłoby się wydawać.

Bo nie otwierali spadochronów

Zabezpieczenia skoczków pojawiły się niedługo po II Wojnie Światowej. Zanim jeszcze obrzydliwa komercja zaczęła tworzyć odpowiedzi (to akurat OK, gorzej jak najpierw tworzy pytania a potem odpowiedzi) na zapotrzebowanie rynku, już było wiadomo, że trudniej jest wyszkolić dobrego komandosa niż zainwestować w zabezpieczenie go na wypadek błędu.


Pierwsze automaty miały prostą budowę opartą o aneroid, czyli podstawowy składnik obecnie produkowanych wysokościomierzy mechanicznych, manometrów itp.
Aviotex Legionowo -
Spadochron plecowy L-2 Kadet
z prawej widać zamontowany KAP3P
Aneroid do hermetyczna puszka z odkształcającą się membraną. Do membrany mocowane są różne akcesoria, w przypadku radzieckiego automatu KAP 3 i potem produkowanego w Polsce na licencji KAP3P membrana połączona była z bolcem a tenże bolec blokował pracę mechanizmu zegarowego.
Automat, a raczej półautomat (bo reagował tylko na wartość ciśnienia), zaczynał swoją pracę po wyrwaniu specjalnej zawleczki. Zawleczka podłączana była jak static line do desantowej liny na pokładzie samolotu. Przez pierwszych parę sekund pracował mechanizm zegarowy, dość prosty, przypominający nieco spowalniacz obrotów w zabawkach mechanicznych, potem mógł być zablokowany przez w/w bolec z puszki aneroidowej.
Jeśli wysokość ustawiona przez skoczka, nie została jeszcze osiągnięta, wtedy bolec trzymał mechanizm zegarowy aż do jej uzyskania. Po przekroczeniu, membrana wciskała się do aneroidu i uruchamiała mechanizm na kolejną sekundę aż do momentu zwolnienia sprężyn. Gdy sprężyny się rozprężały linka stalowa wraz ze strzemiączkiem wyrywała zawleczki spadochronu. Niestety zawleczki spadochronu głównego a nie zapasowego.


Mechaniczny lider

Najbardziej zaawansowanym pod względem mechaniki precyzyjnej był (i jest nadal) FXC 12000 Europe. To urządzenie nie tylko reaguje na wartość ciśnienia ale również na dynamikę zmian ciśnienia. Tzn zadziała na odpowiedniej wysokości o ile zostanie przekroczona zadana prędkość. Można więc z całą stanowczością stwierdzić, że to jest AAD – Automatic Activation Device. FXC 12000 Europe to pomysł amerykańskiej firmy Astra, produkowany na licencji przez Parachutes de France. Wymaga kosztownych przeglądów co dwa lata. Jeśli jednak mamy do czynienia z lekko zamuloną grupą studentów to na pewno opłaca się go używać, bo po spracowaniu wystarczy naciągnąć sprężynę a nie wymieniać przecinak za około 120 Euro.
Sentinel zamontowany na zapasie piersiowym

Sentinel - protoplasta

Elektroniczny AAD powstał w Stanach jeszcze gdy skakano na systemach plecy-piersi. Nazywał się Sentinel i mocowany był na spadochronie zapasowym. Nic nie przecinał ale już był wybuchowy. Wypluwał umieszczony w specjalnej tulei uchwyt zapasowy z tłokiem. Patent bardzo sprytny i byłby pewnie hitem, gdyby nie krzywy uśmiech losu i rewolucja technologiczna, w której zaczęto produkować układy plecy-plecy. Cały zamysł poszedł o kant dupy. Szkoda albo nie. Elektronika i pomysł przydały się.

Nie wiem co powstało pierwsze ale skłaniam się ku firmie Astra, która wypuściła elektroniczny automat montowany już w tym układzie, który znamy ze współczesnych systemów spadochronowych. Automat miał włącznik umieszczony na uprzęży w okolicach zamków trzy kółkowych. Panel kontrolny posiadał równiez zieloną diodę, która informowała, czy jest włączony czy nie. Automat wyposażony był już w pirotechniczny cutter na pętli zamykającej pokrowiec spadochronu zapasowego. Spotykany był również w Polsce ale jego kariera została przyćmiona przez niemiecką firmę Airtec, która pod koniec poprzedniego millenium, bodajże w 1991 wypuściła na rynek automat Cypres.
Airtec Gmbh - Cypres 2 - widać znajomy panel kontrolny
tuleja przecinka i największa bryła to sam komputer

Rewolucyjny Cypres firmy Airtec

Co tu dużo gadać niemiecka dokładność i dobra obsługa klienta zaowocowała dopracowaniem bardzo dobrego urządzenia. Choć po drodze bywały różne górki i dołki takie jak otwieranie zapasu w jadącym samochodzie w wyniku otwarcia okna i gwałtownej zmiany ciśnienia lub otwieranie zapasu, gdy obok ktoś rozmawiał przez pierwsze telefony komórkowe, to automat zyskał szacun.

Przebicie na tej elektronice, nawet włączając zajebiaszczo dobry dział obsługi klienta, jest ogromne. Wobec tego na rynek spadochronowy wkroczyli naśladowcy. Zawsze za liderem podąża stado cwaniaków, którzy idą z gębą na pączki. Najpierw powstał Vigil (jego obecnym następcą jest Vigil 2) potem Argus (ten nie doczekał się i raczej nie doczeka się następcy), czeski MPAAD (tu można powiedzieć, że pomysł firmy Mars był autorski) i następca M2.
Automaty mają wspólny zamysł techniczny, tną pętlę zamykającą pokrowiec spadochronu zapasowego. Nie ingerują więc w działania skoczka. Trudno też powiedzieć, że automat narusza wolność skoczka. 225 m nad wysokością terenu lądowania zadziała Cypres i Cypres 2 to około 4 (słownie cztery) sekundy przed szacowanym jebnięciem w ziemię. Nie ma więc co mówić, że właśnie planowało się otwarcie spadochronu a cholerna elektronika w tym przeszkodziła.
Można powiedzieć, że idealny automat to taki back up na fuck up. Ale nie ma nic idealnego poza miłością więc automaty niosą ze sobą różne wady. Problemy mogą czaić się w wielu miejscach. Ogólnie można by przyjąć – według zapewnień producenta, że sprzętowo są doskonałe a oprogramowanie jest niemal doskonałe.
Cutter Vigil na dnie pokrowca Advance Out.
Pętla (biała linka) zamykająca pokrowiec
jeszcze nie nawleczona do przecinaka
Niestety tak raczej nie jest. Argus miał problemy z cięciem luźnej pętli (naprężona ciachana była jak trzeba ale luźna wchodziła na bok cuttera i tylko była nadcinana). Tu więc pojawił się olbrzymi problem natury nie tylko technicznej ale i natury bezpieczeństwa. Trzeba bowiem rozwinąć temat montowania przecinaka.
Część producentów pokrowców decyduje się na montowanie ich w samym dnie pokrowca, odcinają więc pętlę na samym jej początku. Inni montują mniej więcej w połowie (jeśli chodzi o opór) drogi, czyli nad freebagiem w pierwszej patce albo nad freebagiem i nad pilocikiem.
Jeśli więc pechowiec wylosuje pokrowiec, w którym sprężyna pilocika nie napina pętli zgodnie z zaleceniami i ma przecinak nad pilocikiem zapasu lub choćby nad freebagiem to nie dość, że automat mu nie pomoże to w bardzo wąski zakresie tej przygody może mu zaszkodzić.
Gdyby bowiem, ocknął się ze stuporu na wysokości 220 metrów, gdzie teoretycznie po wyrwaniu uchwytu od zapasu powinien nie tylko przeżyć ale jeszcze zdrowo wylądować, to jeśli ma pecha to element tnący przytnie pętlę i zablokuje start pilocika. Wyrwanie uchwytu nic więc nie da.
Nie zdarzył się taki wypadek ale daje to do myślenia.
Przecinak Vigil, od lewej rtg dobre, lipnego i wygląd zewnętrzny
z lewej strony opis wnętrza cuttera
Daje do myślenia biorąc pod uwagę ostatnie buby związane z Vigilem, gdzie jakiś debil na linii produkcyjnej zapomniał włożyć noża do tulei przecinaka. Czyli ładunek pirotechniczny odpala ale nic nie zostaje pchnięte poza gazami a to za mało aby przeciąć pętlę. W tym roku jeden pechowiec wylosował taki właśnie nabój. Nie muszę więc pisać co się z nim stało. Jeśli ktoś ma wątpliwości to niech weźmie dojrzałego pomidora i ciśnie nim z całej siły o podłogę.

Problem z automatami jest dość poważny.
Zapasowy spadochron oraz pokrowiec muszą przejść ostre testy zanim dostaną aprobatę EASA wg standardów produkcji ETSO 23d. Użytkownicy wiedzą dzięki temu, że ich zapas, który kupują był wcześniej w bardzo przemyślny sposób darty, szargany, przeciążany, źle układany itp. I wiedzą, że będzie działał. To samo z pokrowcem, czyli systemem. Gdyby to było takie proste to każdy Janek albo John mógłby sobie szyć w domu pokrowce i je sprzedawać. Taśmy i kodruda potrzebna na uszycie pokrowca to góra paręset euro a nowy pokrowiec to 1000-2000 euro.To się wie co się ma. A automat? Dupa blada, nic. Żadnych standardów tylko gęby pełne frazesów. Tylko granie na emocjach skoczków, że jak nie mają automatu to zginą a z automatem już są bezpieczni.
Fakt, że automaty utrzymały przy życiu kilkuset skoczków, których po prostu już by nie było, gdyby nie mieli automatu. Z drugiej strony nie wiemy jaki wpływ na przebieg szkolenia miałby fakt nie posiadania automatu przez studenta. Jaki też wpływ na psychikę skoczka miałoby nie posiadanie automatu. To tylko gdybanie.

Faktem jest więc, że automaty spadochronowe nie podlegają standaryzacji produkcji. Ich używanie nie jest więc tak nieskazitelnie białe.

Najważniejszym zabezpieczeniem skoczka jest jego głowa. Rutyna, euforia, kozactwo, zmęczenie itp. to czynniki które trzeba brać pod uwagę. Zaufanie pokładane w kawałek elektroniki to zgubna droga. Ufać można tylko sobie w sprawach dotyczących własnego życia. 
Nawet jeśli mamy farta i idziemy przez świat z bagażem szczęścia karmicznego to nie wiemy kiedy się nam skończą ludziki, należy zakładać, że skończyły się OSTATNIM RAZEM. I teraz już może być buba. Kalkulowanie ryzyka to sztuka, którą każdy powinien w sobie pielęgnować.
Do tego aby żyć godnie jako skoczek trzeba dbać o:
  • wysoki poziom wiedzy (a nikt przecież nie wie, czego jeszcze nie wie),
  • dobre odruchy psychomotoryczne (trening czyni mistrza),
  • szanowane i rozumienie działania sprzętu spadochronowego,
  • rozumienie ograniczeń sprzętowych i fizjologicznych,


Aby wiedzieć minimum i rozumieć minimum potrzeba mieć z czego się uczyć i do czego wracać w odświeżaniu wiedzy. Do tego potrzebny jest podręcznik. A ten właśnie jest w trakcie tworzenia ;)
iwan

Uwaga! Poniżej część obrzydliwie komercyjna (nie należy do powyższego tekstu).
Więcej wiedzy spadochronowej można poznać i wzajemnie się nią wymieniać na www.forumspadochronowe.pl szczególnie w dziale Baza Wiedzy. Pod tym kątem forum zostało utworzone. Na razie udało się uchronić je od bezsensownych pyskówek i jest dobrze napełnione ciekawymi informacjami.
Strona na temat zalet szkolenia się w Hiszpanii. Skoki spadochronowe w Hiszpanii to strona nie tylko na temat skoków z samolotu ale również na temat innych atrakcji i pobytu w słonecznej części Europy. Szczegóły dotyczące podwyższania kwalifikacji w zimie ale i w lecie. Jak rozpocząć kurs spadochronowy i jak zdobyć licencję FAI.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Samolot An-2

An-2 to dwupłatowy samolot wielozadaniowy klasy STOL (Short Take Off and Landing). Długość drogi rozbiegu i dobiegu to około 200 metrów. Antek wyposażony jest w gwiazdowy silnik wolnossący, któremu mocy na małych wysokościach wystarcza do przewożenia niemal dwóch ton balastu. Jednak wraz ze wzrostem wysokości, gdy spada ciśnienie powietrza, brak wystarczającej ilości tlenu dusi koniki mechaniczne z początkowej wartości 1000.

Wypadek Pabla

Nie mogę pozbierać myśli. Może pisanie jakoś się do tego przyczyni. Pablo dziś zginął podczas skoku tandemowego. Poznałem go na wyjeździe do Hiszpanii kilkanaście lat temu, gdy robił ze mną swój AFF. Zawsze uśmiechnięty, pełen energii, sypiący dobrej jakości dowcipami jak z rękawa. Podczas szkolenia nie szło mu świetnie, jeden z moich palców nadal jest wykrzywiony po tym, jak łapałem go z obrotów. Zaskoczył mnie wtedy swoją postawą. W żaden sposób nie załamywał się, nie biadolił tylko trenował na ziemi i skakał aż wyszło mu tak, jak tego chciał. Potem miałem okazję przekonać się, że taki miał charakter. Poznałem go jako uporządkowanego i bardzo zadaniowego człowieka. Skrupulatnie realizował swoje zamierzenia. Kilka lat później nauczyłem go jak skakać w tandemie. Na tandemie zakończyło się jego życie. Żona, dwoje małych dzieci. Młody człowiek, więc najpewniej też rodzice. Mama, dzień mamy. Wiem, że los dopada na przeróżne sposoby. Wypadki komunikacyjne, choroby. Co komu pisan...

Skoki na linę tzw static line

Dziwnie brzmi dla skoczka określenie skoki na linę. Tak jakby ktoś wskakiwał na linę. To nieco przestarzałe określenie wiąże się z nieco przestarzałą metodą szkolenia. Owszem nadal szkolenie podstawowe metodą static line jest uprawiane ale wiąże się to zwykle z faktem posiadania samolotu z silnikiem tłokowym, który nie daje rady wdrapać się na porządną wysokość. Static Line to skoki z małych wysokośc, pozostałość po wojskowych desantach Skoki na linę to tradycja komandosów . W ramach działań operacyjnych duża liczba desantowców musiała być wyrzucona w krótkim czasie z możliwie najniższej wysokości. Dlatego wyposażeni byli w spadochrony z systemem natychmiastowego otwarcia. Ten system opierał się w swej konstrukcji na linie statycznej. Stalowa, cienka linka w osłonie z brezentu, połączona z taśmą tekstylną prowadziła zazwyczaj do pokrowca spadochronu głównego. Podłączona przez wyrzucającego do grubszej, rozpiętej na pokładzie liny specjalną klamrą zaczynała swoją pracę, gdy de...