Przejdź do głównej zawartości

Lęki skoczka spadochronowego

Strach się nie bać

Dla kogoś, kto nigdy nie skakał środowisko spadochronowe może wyglądać na totalnie zryte łby bez żadnych emocji. Na poszukiwaczy adrenaliny i najwyższych emocji bo w życiu im brakuje takich właśnie doznań. Po części jest to oczywiście prawda. Niektórzy skoczkowie posiadają drewnianą psychikę, niestety często idącą w parze z totalnym brakiem wyobraźni.

W moim odczuciu spora grupa skaczących ma przesuniętą granicę wrażliwości i potrzebuje mocnych bodźców aby poczuć, że żyją. Ale wśród tych zrytych pojawiają się osoby wrażliwe, które również mogłyby odnaleźć dla siebie coś w tym świecie ekstremalnych emocji.

Spadochronowe lęki i obawy to połączenie wyobraźni podsuwającej ciągle pomysły typu: „co by było gdyby”, wraz z brakiem rzetelnych odpowiedzi i brakiem wiary w swoje możliwości lub też bardziej w swoje szczęście.

Trudno liczyć na pomoc

Najprostszym kołem ratunkowym byłoby zestawienie konkretnej obawy ze sposobem jej rozwiania przez kogoś na podobnym etapie wyszkolenia, podobnej płci, wieku itp. Takie koło ratunkowe być możne dodałoby energii do wykonania kolejnego skoku i przełamania wirusa drążącego mózg skoczka.
Nie łatwo jednak przyznać się do swoich lęków w środowisku które jest cool i łał. Gdzie wszyscy wydają się być tak odporni psychicznie, że jakikolwiek przejaw normalnych reakcji ludzkich mógłby zostać napiętnowany i przysporzyć jeszcze gorszych wrażeń – odczucia wstydu.

Tak więc w tej grze pajacyków na sznurkach, są tacy którym to leży wspaniale, mogą puszyć się jak pawie i masturbować się swoim skajdajwerskim dorobkiem, sprzętem, ciuchami czy też gadżetami. Są też jednak tacy, który nie dają sobie rady. Nie dają sobie rady nie ze skokami, bo te stały się bardzo dostępne. Nie trzeba mieć już jakiś niezwykłych predyspozycji psychomotorycznych, nie trzeba być kandydatem na komandosa. Po prostu można skakać. Nie dają sobie rady z wyobcowaniem emocjonalnym na placu boju przechujów. Nie odnajdują sobie podobnych, bo wszyscy przyjmują tą samą maskę.
W świecie spadochroniarzy nie ma miejsca na błędy. Ale nie ma miejsca w tym znaczeniu, że nikt się nie przyzna. Co najwyżej inni ten błąd wytkną, najchętniej w prześmiewczy sposób. W świecie spadochroniarzy nie ma też miejsca na okazanie wrażliwości. Co jednak najgorsze dla bezpieczeństwa i rozwoju – nie ma miejsca na okazanie lęku. Jeśli nie ma lęku to nie ma nań rozwiązania.

Wrażliwi często odchodzą

Co roku odpadają więc ci niedopasowani. Być może najlepiej rokujący - bo z wyobraźnią. Lęki to prawidłowy objaw, po to przecież większość rozpoczyna skoki. Aby stanąć twarzą w twarz z lękami, aby poczuć ekstremalne emocje i radość przełamywania nieznanych barier.
Jednak po zakończeniu kursu podstawowego miejsca na lęk już nie ma. Mało tego nie ma też zainteresowanych tym zjawiskiem. Za krótki jest sezon i za mało wykwalifikowanej kadry. Za mało jest wreszcie ludzi, którzy mają odwagę przyznać się swoich obaw. A takie zachowanie w tym teatrze można uznać za wyczyn. Wystawić miękkie w gotowości na wstyd bo coś nie pasuje.

Łatwiej jest wycofać się ze skoków. Pod pretekstem braku kasy, pod pretekstem nowego hobby. Ile razy pod różnymi przykrywkami schowane są naturalne obawy. Wirus rozrastający się do rozmiarów olbrzymiej, czarnej bańki mydlanej zasłaniający całą przyjemność skoku.
Moim zdaniem bardzo często i to na etapie początków kariery skoczka mamy do czynienia z takim zjawiskiem.
A to źle. Źle, że odpadają ludzie z obawami, pozostawiając tych co również je mają ale boją się przyznać a za parę sezonów będą okrutni dla tych, co je okażą. Źle, że pozostają w większym stężeniu ci, którzy nie mają wyobraźni kształtując obraz wzorców dla następnych pokoleń skoczków. Teatr robi się coraz bardziej krzykliwy, snobistyczny i pusty w środku. Skoki są coraz bardziej wymyślne i technicznie wspaniałe jednak za nimi nie ma dopełnienia emocji. Nie ma oddechu.

Z wirusami należy walczyć. 

Trzeba dawać informacje, trochę zmotywować aby ktoś stanął twarzą w twarz ze swoim lękiem. Niech kolejny raz, tak jak na kursie przełamie pewną barierę, niech ma przyjemność przekroczyć kolejną granicę. Jeśli ma się wycofać ze skoków to niech to zrobi całkiem świadomie a nie pod wpływem niezrozumianych stanów lękowych.
Odwirusowywanie jest bardzo ciekawym zajęciem i lubię je. Trafiają do mnie ciekawe jednostki, niekoniecznie na kurs AFF, czasem po kursie. Może podświadomie poszukują kogoś, kto im pomoże w rozwiązaniu lub choćby zrozumieniu problemu.
Po zakończeniu szkolenia AFF skoczek wystawiony jest na ciężką próbę. Im dłużej nie skacze, tym ciężej mu wrócić. Obawa przed skokiem, widoczna nawet na spoconych dłoniach jest czasem większa niż przed pierwszym razem. Za pierwszym razem wszystko jest nieznane. Po kursie już trudno tak to nazwać.

Połowa biedy, jeśli skoczek wie, że musi mieć odświeżenie zarówno wiedzy jak i kontrolę pozostałych umiejętności. Obecność instruktora AFF jest często kojąca ale na pewno zauważalna przez innych, dawnych kursantów. Dobrowolne poproszenie instruktora o obecność podczas skoku na pewno nie przejdzie bez echa na scenie twardzieli. Może być przykro. Ale będzie bezpiecznie i wygodnie.
Jeśli więc zastanawiasz się dlaczego to akurat ty masz lęki odpowiedź brzmi: źle sformułowane pytanie! Źle, bo nie tylko ty masz obawy. Każdy ma swoje, z różnych półek. Każdy przełamuje swoje problemy i prawie każdy wstydzi się podzielić swoimi przemyśleniami.
  • To zupełnie w porządku, że masz obawy – to znak, że masz wyobraźnię.
  • To zupełnie w porządku, że po dłuższej przerwie wahasz się czy skoczyć.
  • To zupełnie nie w porządku, że nie ma z kim o tym porozmawiać.



Warto pomyśleć, czy nie zwrócić się do swojego instruktora o przygotowanie jakiegoś skoku lub serii skoków, połączonych z wykładem i omówieniem przyczyny lęku.
A dla instruktorów moja rada, oczywiście dla tych, którzy mają w zwyczaju kogoś słuchać – polubcie tych problematycznych, bo po wyregulowaniu są najbezpieczniejsi. Mają wyobraźnię a lęki trzymają ich pod większą kontrolą.

Nagrane w kwietniu 2018

 

Komentarze

  1. Witam ;)
    Wszystko to bardzo mądrze powiedziane - najtrudniej tak naprawdę o to konkretne i słuszne postanowienie,bo kiedy zostanie już podjęte- jego realizacja może być całkiem frapująca.....Bezczynność jest najgorsza,choć często poprzedza konkretne działanie,a cel - owszem potrzebny,natomiast droga do niego jest najciekawszym przedsięwzięciem .
    "Głównym pragnieniem w życiu jest znalezienie kogoś,kto skłoni nas do zrobienia tego,co możemy zrobić "
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. W przypadku aktywności ekstremalnej, jaką są choćby skoki spadochronowe, lepiej nie liczyć na kogoś "kto nas skłoni do zrobienia tego". Odradzam też skłaniającym. Chodzi o odpowiedzialność, wyrzuty sumienia i prawidłowe podejście.
    Każdy jest kowalem swojego losu. Jeśli nie umie się sam przekonać, to nie powinien brać się za takie rzeczy jak skoki spadochronowe.
    Jeśli ktoś inny go nakłania i taka osoba sobie zrobi krzywdę, to po stronie nakłaniającej może pozostać dość nieprzyjemny ciężar odpowiedzialności za to zdarzenie.
    Zasada dla skoczka - nie namawiaj innych
    Zasada dla kandydata - jeszcze nie chcesz? poczekaj

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlatego tak wazne jest by dzielic sie sportem z kolega, z kolezanka a moze z kims z rodziny. Ja naprzyklad zaczolem skakac z moja siostra. Nie zwracalismy uwagi na szpanerow i lanserow.... sami zaczelismy tworzyc swoje otoczenie..... Szybko okazalo sie ze na strefie jest wiele milych przyjaznych osob z ktorymi mozna budowac zgrana paczke.... Rada dla wszystkich nie boj sie pokazywac jakim jestes Badz soba! Nie wstydz sie swoich lekow..... Nie boj sie reakcji otoczenia strefa to nie szkola ani praca gdzie nie wypada pokazywac swoich lekow, slabosci.... Swoj AFF przezylem bardzo glemboko niczym doznania duchowe , codzienne problemy tam wysoko zdaja sie byc takie male :). W sytuacjach dzielenia sie strachem slabosciami poznajesz ludzi z ktorymi tworzysz rodzine.... i cholernie boli jesli......

    OdpowiedzUsuń
  4. Domyślam się, że skoro jest o tym artykuł, to stanowi to spory problem. Przyznam szczerze, że na mojej strefie się z tym nie spotkałam. AFFa mocno przeżyłam, jak również pierwsze samodzielne skoki, zresztą jak większość nowych skoczków. Zawsze wszyscy bardziej doświadczeni nas wspierali, tłumaczyli, że strach jest normalny. Nikt się nie wyśmiewal z tego, że pod wpływem emocji się rozplakalam, czy przeklinalam siebie. Zawsze nas wspierano, mówiono, żeby nie przestawac się bać, bo to odbiera nam rozsądek. A jak wiadomo - podczas skoków trzeba myśleć rozsądnie. Przede wszystkim trzeba myśleć. Nie robić tego rutynowo. Teoretycznie strach minął, ale zawsze będzie ta adrenalina, która sprawia, że myślę podczas skoku, 'mam wyobraźnię' i staram się nie podchodzić do tego 'kolejny skok'. Myśl, skacz rozsądnie, baw się :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Skoki ze spadochronem potrafią uzależnić, adrenalina może uzależnić, dążymy do tego by czuć więcej i chcieć więcej. Jednak skoki są tego warte, nic dziwnego, że ludzie tym się zachwycają!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Samolot An-2

An-2 to dwupłatowy samolot wielozadaniowy klasy STOL (Short Take Off and Landing). Długość drogi rozbiegu i dobiegu to około 200 metrów. Antek wyposażony jest w gwiazdowy silnik wolnossący, któremu mocy na małych wysokościach wystarcza do przewożenia niemal dwóch ton balastu. Jednak wraz ze wzrostem wysokości, gdy spada ciśnienie powietrza, brak wystarczającej ilości tlenu dusi koniki mechaniczne z początkowej wartości 1000.

Wypadek Pabla

Nie mogę pozbierać myśli. Może pisanie jakoś się do tego przyczyni. Pablo dziś zginął podczas skoku tandemowego. Poznałem go na wyjeździe do Hiszpanii kilkanaście lat temu, gdy robił ze mną swój AFF. Zawsze uśmiechnięty, pełen energii, sypiący dobrej jakości dowcipami jak z rękawa. Podczas szkolenia nie szło mu świetnie, jeden z moich palców nadal jest wykrzywiony po tym, jak łapałem go z obrotów. Zaskoczył mnie wtedy swoją postawą. W żaden sposób nie załamywał się, nie biadolił tylko trenował na ziemi i skakał aż wyszło mu tak, jak tego chciał. Potem miałem okazję przekonać się, że taki miał charakter. Poznałem go jako uporządkowanego i bardzo zadaniowego człowieka. Skrupulatnie realizował swoje zamierzenia. Kilka lat później nauczyłem go jak skakać w tandemie. Na tandemie zakończyło się jego życie. Żona, dwoje małych dzieci. Młody człowiek, więc najpewniej też rodzice. Mama, dzień mamy. Wiem, że los dopada na przeróżne sposoby. Wypadki komunikacyjne, choroby. Co komu pisan...

Skoki na linę tzw static line

Dziwnie brzmi dla skoczka określenie skoki na linę. Tak jakby ktoś wskakiwał na linę. To nieco przestarzałe określenie wiąże się z nieco przestarzałą metodą szkolenia. Owszem nadal szkolenie podstawowe metodą static line jest uprawiane ale wiąże się to zwykle z faktem posiadania samolotu z silnikiem tłokowym, który nie daje rady wdrapać się na porządną wysokość. Static Line to skoki z małych wysokośc, pozostałość po wojskowych desantach Skoki na linę to tradycja komandosów . W ramach działań operacyjnych duża liczba desantowców musiała być wyrzucona w krótkim czasie z możliwie najniższej wysokości. Dlatego wyposażeni byli w spadochrony z systemem natychmiastowego otwarcia. Ten system opierał się w swej konstrukcji na linie statycznej. Stalowa, cienka linka w osłonie z brezentu, połączona z taśmą tekstylną prowadziła zazwyczaj do pokrowca spadochronu głównego. Podłączona przez wyrzucającego do grubszej, rozpiętej na pokładzie liny specjalną klamrą zaczynała swoją pracę, gdy de...