Takie oto pytanie pojawiło się dziś na moim kanale pod filmem, który jak sądzę w dużym stopniu stanowi odpowiedź.
Pozwoliłem sobie na dłuższą odpowiedź, która może dać do myślenia wielu skoczkom. Stąd też pomysł opublikowania jej na moim blogu.
Jak radzi Pan sobie ze swiadomoscia, ze skaczac kladzie Pan swoje zycie na szali dla tak banalnego powodu jak zabawa, emocje, przyjemnosc? Nie chodzi o sam fakt smierci tylko raczej o grzech. Dla mnie osobiscie to najtrudniejsze. Pozdrawiam
Pozwoliłem sobie na dłuższą odpowiedź, która może dać do myślenia wielu skoczkom. Stąd też pomysł opublikowania jej na moim blogu.
Dziękuję za to pytanie. Odpowiedź nie jest wcale prosta, choć radzę sobie z tym dobrze, nawet mając swoje demony i zapamiętane, uśmiechnięte twarze znajomych, którzy popełnili błąd i zginęli.
Otóż Panie Krzysztofie, całe nasze życie jest bardzo bliskie śmierci, nawet jeśli planujemy żyć długo i szczęśliwie. Przez całe życie podejmujemy różnego rodzaju decyzje, które bezpośrednio, lub pośrednio wpływają na zagrożenie naszego życia. Dobrym przykładem może być tragedia gołębiarzy, którzy choć (być może) unikali ryzyka to nie wiedzieli, że ktoś nie usunął spiętrzonego śniegu z dachu hali, na której była wystawa gołębi. Nie znamy się też na inżynierii i architekturze a przechodzimy pod balkonami wierząc, że nic nam się nie stanie. Nie zostajemy pełni lęków w swym jednopiętrowym, sprawdzonym domu, tylko autobusami, samochodami, motorami lub rowerami podążamy do pracy, czy na zakupy, wystawiając się na ryzyko. Moglibyśmy pracować w domu a zakupy robić przez internet, jednak decydujemy inaczej.
Skoki zacząłem bez większych oczekiwań, powiedzmy trochę przypadkiem, gdy miałem 17 lat. Miałem z nich masę przyjemności, popełniłem wiele błędów ale szczęście mi sprzyjało. Dziś uczę ludzi jak to robić w sposób wystarczająco bezpieczny do przeżycia. Życie jest po to, aby go smakować, mieć przyjemność i dawać przyjemność. Lepiej unikać cierpienia i niespełnienia, gdyż staniemy się nieznośni dla otoczenia. To nie jest grzech, kiedy podąża się za swoim szczęściem, jeśli tylko nie powoduje się czyjegoś cierpienia.
Jeśli wprowadzić pojęcie grzechu (który traktuję bardzo ateistycznie, jako wystąpienie przeciwko swojemu dobru, jako odstępstwo od własnych zasad) to grzechem jest robienie czegoś nieprofesjonalnie, bez przygotowania. Jeśli ktoś skacze nieprzygotowany i zwiększa ryzyko swojej śmierci i kalectwa to grzeszy przeciwko darowi życia jaki otrzymał, to grzeszy wobec bliskich, którzy go kochają, wreszcie grzeszy przeciwko innym skoczkom, którzy postępują profesjonalnie a jego ryzykanctwo wpływa na społeczną opinię na temat spadochroniarzy.
Mam nadzieję Panie Krzysztofie, że wytłumaczyłem to w miarę jasno. Pozdrawiam serdecznie.
Pięknie to skomentowałeś. Dziękuję i życzę Ci wiele szczęścia i radości w tym co tak świetnie robisz.
OdpowiedzUsuń