wstrząsają środowiskiem spadochronowym. Nie są jednak oderwane od całości bezpieczeństwa lecz na mniej spektakularne incydenty zwyczajowo przymykamy oko. Czasem traktujemy je nawet z przymróżeniem oka, obracając w żart sytuacje, które potencjalnie mogły prowadzić do poważnych konsekwencji ale akurat tego dnia się udało. Istnieje powiązanie pomiędzy zachowaniami ryzykownymi, zdarzeniami potencjalnie niebezpiecznymi oraz wypadkami. Trójkąt wypadków, czy też piramida wypadków to jeden z najważniejszych kluczy profilaktyki bezpieczeństwa spadochronowego.
Piramida wypadków
Trójkąt wypadków po raz pierwszy opisał w 1931 roku amerykański pionier bezpieczeństwa Herbert William Heinrich w swej książce "Zapobieganie wypadkom przemysłowym, podejście naukowe". Na podstawie raportów gromadzonych przez firmę ubezpieczeniową przeanalizował ponad 75 tysięcy zgłoszonych zdarzeń. Wynikiem jego pracy była konkluzja, czasem też nazywana prawem Heinricha i zobrazowana trójkątem wypadków. Do jednego poważnego wypadku z utratą życia lub zdrowia prowadzi 29 mniej groźnych zdarzeń a te poprzedzone są trzystoma przesłankami, które odbyły się bez konsekwencji zdrowotnych.
W 1966 roku po przeanalizowaniu 1,7 mln raportów od prawie 300 przedsiębiorstw, Frank E. Bird zaproponował podobny trójkąt, w którym do jednego wypadu śmiertelnego prowadzi dziesięć poważnych wypadków, 30 mniej groźnych zdarzeń, 600 przesłanek ze szczęśliwym
finałem a te zaś poprzedzone są jeszcze liczniejszymi, nieraportowanymi niebezpiecznymi zachowaniami.
Awiacja
Jeśli założymy, że spadochroniarze nie są ani lepsi, ani gorsi od innych ludzi, możemy pokusić się o przeniesienie tego samego mechanizmu na skoki spadochronowe.
Zachowania niebezpieczne są cechą ludzką. Prawdopodobnie koledzy pracownika zatrudnionego w przemyśle, który zginął w trakcie pracy, będą wstrząśnięci i gotowi do głębszej refleksji nad swoim bezpieczeństwem w podobnie krótkim czasie co spadochroniarze. Na pewno ani jedni ani drudzy nie pozostaną obojętni.
Podstawą piramidy są zachowania niebezpieczne. Te, które wynikają z ignorancji, te które są bardziej świadomymi naruszeniami zasad, wreszcie te, które sprawiają ciut chorą satysfakcję i utwierdzają ryzykanta w przekonaniu o jego szczególnej formie psychofizycznej.
Działania profilaktycznie należy zacząć właśnie od zachowań niebezpiecznych, które szczęśliwie nie kończą się uszczerbkiem na zdrowiu, co najwyżej prowadzą do palącego wstydu. Przechodzenie do porządku dziennego nad zdarzeniem niefortunnym, głupim lub lekceważącym zasady bezpieczeństwa i zdrowego rozsądku prowadzi do zwiększenia zagrożenia. Nie powinniśmy, jako skoczkowie, pozostawać obojętni, bo zagęszczenie takich przypadków, zgodnie z prawem Heinricha może doprowadzić, że pech skupi się na nas samych.
Prostym przykładem "pecha przez zaniechanie" może być ignorowanie błędów pilotarzu spadochronów, braku zachowania schematu, niestosowania się do zalecanych zasad podziału stref lądowania itp. Jeśli na niebie będzie postępować proces chaotycznego szybowania dużych grup skoczków bez wątpliwości wzrasta zagrożenie kolizji, w tym śmiertelnej w skutkach kolizji na małej wysokości. Choć sami będziemy lecieć rozsądnie i zgodnie z regułami to zawsze wpaść na nas może skoczek nie znający, lub nie respektujący tychże zasad.
Instruktorzy, doświadczeni skoczkowie i inni
W wielu miejscach na świecie możemy spodziewać się nadal, że dzieci (spadochronowi nowicjusze) i ryby głosu nie mają(*). Instruktorzy są od tego, aby kogoś zbesztać. Jeśli tego nie robią, oznacza to, że wszystko jest w porządku a jeśli nowicjuszowi coś się nie podoba, to przecież zawsze może znaleźć sobie inne miejsce do skakania. Doświadczeni skoczkowie wiedzą jak lawirować pomiędzy zasadami bezpieczeństwa a niechcianą, konieczną, niemal wymuszoną reprymendą instruktorów lub oficerów bezpieczeństwa. Ponieważ znają się w hermetycznym środowisku jak łyse konie, nie ma co się spodziewać prawidłowych reakcji, które z kolei byłyby dobrym przykładem funkcjonowania systemu bezpieczeństwa. Nowicjusze zamiast poprawiać swoje i innych bezpieczeństwo będą więc dbać bardziej o budowanie bezpiecznych, koleżeńskich relacji z kadrą instruktorską.
* oczywiście mogę się mylić, wyciągać wnioski na podstawie zbyt małego doświadczenia. Takie mechanizmy mogą wcale nie istnieć, tak więc przepraszam potencjalnie urażonych ewentualnym czarnowidztwem, które tu mogłem zaprezentować.
Niezależnie od naszego doświadczenia mamy możliwość obserwacji, wyciągania wniosków oraz dzielenia się nimi z innymi skoczkami. Jeśli krępuje nas "przepaść" doświadczenia (która zazwyczaj nie jest tak głęboka, jak młodemu skoczkowi się może wydawać) możemy komunikować się ze swoim instruktorem, z oficerem bezpieczeństwa lub doradcą ds. bezpieczeństwa i treningu (na strefach USPA). Wydaje mi się, jednak, że najlepsze jest bezpośrednie, eleganckie informowanie o swoich wątpliwościach lub zastrzeżeniach. Nawet jeśli w pierwszym momencie dojdzie do małego zadraśnięcia czyjegoś rozdętego ego, to w efekcie można spodziewać się szacunku i posłuchu. Moim zdaniem to zdrowsze i bardziej rozwojowe, choć gdzieniegdzie niezbyt popularne.
- Zachowania niebezpieczne powstałe w wyniku braku wiedzy są chyba najprostsze to wyeliminowania poprzez uzupełnienie luk w edukacji. Po naświetleniu zagrożenia można spodziewać się otwartego i chłonnego umysłu.
- Bardziej świadome naruszenia bezpieczeństwa, czasem wynikające z wygodnictwa, czasem ze złych, starych nawyków są trudniejsze do wyeliminowania. Wymagają chyba sprawniejszej dyplomacji i przedstawienia nowych, alternatywnych zachowań.
- Najgorsze jednak są niebezpieczne działania jednostek, które żyją w głęboki przekonaniu o swojej wyższości, które nie mają szacunku zarówno do zasad, jak i do innych skoczków, dla których są te zasady bo oni nie są tak błyskotliwi i tak wspaniale wytrenowani. Przekonane o swojej wyższości zakały spadochroniarstwa dają też niezdrowy przykład młodym skoczkom. Ich postawa dla wielu jest bardzo atrakcyjna, wyzywająca, niejako zgodna z promowanym przez media wizerunkiem nadludzko zdolnego outsidera. Trudno też wytłumaczyć błędne zachowania komuś, kto nikogo nie uznaje za autorytet. Najskuteczniejsze byłoby działanie grupowe ale na to bym zanadto nie liczył, bo spadochroniarze raczej nie pielęgnują zespołowości w swym działaniu. Być może więc jedyną osobą z mocą sprawczą będzie DZO - jeśli zadufana w sobie zakała nie będzie kimś ważnym w środowisku.
Temat piramidy bezpieczeństwa wrzuciłem również w celach badawczych. Chciałbym zobaczyć, jakie zainteresowanie budzi słowo pisane. Oczywiście żywię nadzieję, że udało mi się na chwilę pobudzić Was do refleksji nad zapobieganiem wypadkom u ich podstaw a nie wtedy, gdy napór masy drobnych wykroczeń prowadzi do pęknięcia tamy i tragedii.
Komentarze
Prześlij komentarz