Kilka dni temu doszło do tragicznego, tajemniczego i ciekawego pod wieloma względami wypadku. Chodzi mi o zdarzenie dotyczące nieudanego skoku tandemowego w Nashville, w Stanach Zjednoczonych.
Temat gorący i frapujący, wziąłem więc go "na warsztat", na swoim kanale YT. Wiem, że słowo pisane przechodzi coraz głębszy kryzys egzystencjonalny nad czym ciut ubolewam. W pamięci miałem zobowiązanie wobec redaktora portalu "dla pilota", co dało mi zapał, aby przybliżyć kilka kwestii spadochronowych szerszemu gronu awiatorów.
![]() | |
Pokrótce: pasażera znaleziono wiszącego pod spadochronem zapasowym na drzewach. Pomiędzy nim, a zestawem spadochronów nie było jednak pilota tandemu. Ciało instruktora odnaleziono kilkaset metrów dalej. Nie wiadomo, na którym etapie oddzielił się od tandemu ale fakt, że pasażer został uratowany przez spadochron zapasowy a hamulec tandemowy (pilocik spadochronu głównego) ciągle był w swojej kieszonce skłaniałby ku scenariuszom wypadnięcia instruktora w trakcie opuszczania samolotu lub tuż po wyskoczeniu zespołu.
Bardzo zastanawiające były pierwsze reakcje środowiska spadochronowego, oczywiście przekazywane sobie jedynie pocztą pantoflową. Niech to będzie więc hipoteza pierwsza, dotycząca tego zdarzenia.
Hipoteza nr1 - Nonszalancja świętych krów
Instruktor tandemowy wszedł do samolotu nie włożywszy wcześniej nóg w taśmy udowe. Podłączył pasażera w samolocie, wyskoczył i po krótkiej walce o utrzymanie się w zestawie spadochronów wypadł z niej zanim jeszcze uruchomił hamulec tandemowy. Pasażer spadał do czasu aktywacji automatu spadochronowego, który uruchomił zapas i po relatywnie krótkim szybowaniu pasażer zawisł kilkanaście metrów nad ziemią na drzewach. Czterdziestosześciolatek nie odniósł poważniejszych obrażeń a dziennikarzom powiedział, że to był jego pierwszy i ostatni zarazem skok spadochronowy.
Na forum pilotów tandemowych ta hipoteza rządziła bezapelacyjnie. Pojawiły się nawet zdjęcia z innych stref zrzutu, gdzie widać było jakiegoś instruktora z pasażerem, który wsiada do samolotu z wiszącymi po bokach taśmami udowymi.
No cóż, w 2018 roku, również w USA, w Lebanon doszło do wypadku, w którym podczas otwierania głównego spadochronu tandempilot wypadł z uprzęży. Najbardziej prawdopodobne było właśnie to, że miał źle dopasowaną, lub źle założoną uprząż. Nie jest więc to hipoteza absurdalna. Najciekawsze jest jednak to, że z jakiś powodów była (i chyba ciągle jest) bardziej atrakcyjna od hipotezy nr 2. Dlaczego? Przecież takie zachowanie, które widać na przykładowym zdjęciu to przejaw skrajnego lekceważenia zasad bezpieczeństwa. Czyżby doświadczeni skoczkowie widywali takie postawy i czarny scenariusz powiązany z taką nonszalancją nie jest dla nich niczym nowym?
Wydaje mi się, że tak. Wydaje mi się również, że warto poruszyć kwestie tandemowych, świętych krów lotniskowych. Problem dotyczy, to oczywiście moja prywatna opinia, głównie bardziej kameralnych ośrodków, w których poza niedużym gronem starych wyg przewijają się uczniowie i pasażerowie. Wszyscy oni zapatrzeni są w kadrę jak w święty obrazek, a podobni bohaterowie coraz bardziej odklejają się od rzeczywistości i zasad bezpieczeństwa. Zachowania nieprofesjonalne, urągające podstawowym zasadom bezpieczeństwa mają pokazać wysoką pozycję w grupie, to że właśnie temu instruktorowi uchodzą na sucho wybryki proceduralne, bo on może, on kontroluje, on wie a zasady są dla maluczkich.
Jeśli w dłuższym czasie nikt nie ukróci takich nieeleganckich praktyk, lub nie nastąpi jakieś niebezpieczne ale szczęśliwie zakończone zdarzenie, to proces "odklejania" będzie się pogłębiać. Cały czas podświadomie będą trwały wyścigi, kto może sobie pozwolić na więcej i pozostać bezkarnym - czyli ważnym i nadludzko doświadczonym. To smutny mechanizm, prymitywny, bezrefleksyjny i jakże nieprofesjonalny a jednocześnie znany nam dość dobrze. Dodam, że tak nieprofesjonalnie niemal zawsze zachowują się "oni", nie "my". To chyba jasne. Problem moim zdaniem wart jest przemyślenia, ale hipoteza nr 1 niestety przegrywa z równie ciekawą hipotezą nr 2.
Hipoteza nr2 - kolejne zaczepienie tandemu o samolot w wyniku sukcesu specjalistów od marketingu
Na początku tego tysiąclecia robiłem swój kurs tandemowy. Od czeskiego egzaminatora słyszałem o niesamowitych sztuczkach, które potrafią zorganizować amerykańscy instruktorzy. Potrafili tak zaniedbać kwestie dociągania uprzęży pasażera, że ci ostatni wypadali z uprzęży często i gęsto. Myślę, że niemal każdy spotkał się ze zdjęciami babinki, która miała wiele szczęścia i jakoś utrzymała się w uprzęży pomimo dramatycznie wyglądających materiałów wideo. Dzięki temu, że udało jej się przeżyć, mamy w internecie dowody na to, że można doprowadzić do tragedii przez proste zaniechanie.
W odpowiedzi na proceduralny problem producenci sprzętu spadochronowego zaczęli stosować dodatkowe taśmy, które miały zapobiegać wypadnięciu pasażera, gdy instruktor "zapomni" podociągać uprząż przed skokiem. Kilkadziesiąt centymetrów dodatkowej taśmy, w tym przypadku formującej literę
![]() |
Y użyto do promowania sprzedaży bardziej bezpiecznej uprzęży dla pasażerów.
Nic jednak nie ma za darmo i wcale mi tu nie chodzi o zmianę ceny uprzęży, bardziej o zasadę, że element, którego nie może się popsuć i w większości sytuacji (to również moja prywatna opinia) prostota konstrukcji powiązana z dobrym treningiem oraz szacunkiem do praw fizyki wygrywa ze skomplikowanymi systemami używanymi przez ignorantów. Taśmy stały się popularne i rozpoczął się proces testowania na żywych organizmach tego nowego rozwiązania. Położenie taśm-Y jest w bardzo niewygodnym miejscu. Z tyłu, na dolnym zakończeniu pleców, czyli części ciała używanej również do siedzenia.
Niezdarna bryła dwojga ludzi połączonych taśmami, obciążonych spadochronami o łącznej wadze zbliżonej do worka cementu przemieszcza się w utrudniony sposób na pokładzie samolotu. Im samolot ma mniejszy kadłub, tym bardziej ograniczone są możliwości zespołu tandemowego. W samolocie Cessna 182 taki tandem nie może sobie pofikać, siedzi blisko drzwi a wychodzenie i oddzielenie od samolotu ma ułatwiać specjalnie zamontowany na goleni stopień. Dodatkowo dołożone taśmy uprzęży mogą zaczepić o dodatkowo zamontowany stopień. Oba elementy są potrzebne. Stopień potrzebny jest bardziej, ale jego kształt mógłby uwzględniać możliwe zagrożenia.
W 2021 roku, w Australii na takim stopniu, takimi taśmami zawisł tandem i dyndał nieporadnie aż do momentu tragedii. Choć podejmowano próby niczym z filmu "Mission impossible" to próby te niestety spełzły na niczym. Samochodem z pasa startowego próbowano podjąć z nisko przelatującego samolotu tandem. Po kolejnej próbie, przy przejściu do kolejnego najścia tandem odpadł i obie osoby poniosły śmierć na miejscu upadku.
Wcześniej, w 2015 roku, w Meksyku tandem zaczepił o taki stopień, takiego samolotu. Nie udało mi się ustalić, czy były to te same taśmy, ale jest to wielce prawdopodobne bo właśnie te taśmy znajdują się poza zasięgiem noża do taśm, obowiązkowego wyposażenia pilota tandemu. Pilot samolotu usiłował zrzucić tandem do wody, ale podczas prób hamulec tandemowy napełnił się. Nie wiem, czy sam hamulec, czy też napełniająca się czasza tandemowa, ale nowo powstały opór aerodynamiczny doprowadził do tego, że nisko lecący samolot uderzył w wodę i zatonął. Przeżył tylko pilot samolotu.
Ile więcej zaczepień taśmami Y o stopnie para-kit miało miejsce - nie wiem. Widziałem parę filmów, w których udawało się odczepić zespołowi. Nie myślałem wtedy, że warto kolekcjonować te materiały, teraz by się przydały. W moim odczuciu, od kilku dekad głos działu marketingu i sprzedaży jest ważniejszy od głosu inżynierów projektujących sprzęt. To nieprawidłowa droga, jak sądzę i też warto o tym mówić.
Jaki był dalszy scenariusz? Czy zaczepienie nastąpiło tak niefortunnie, że grawitacja i siła odśrodkowa wyciągnęły instruktora? Nie wiadomo, lub raczej nie wiem, może już ktoś z komisji badającej to wie. Zdjęcia sprzętu wiszącego na drzewie pokazują, że uprząż instruktora miała podociągane taśmy udowe. Mimo tego, nadal przy pewnych ustawieniach, przy podciągnięciu nóg do klatki piersiowej istnieje ryzyko wypadnięcia.
Informacje z forum instruktorów tandemowych dodają do scenariusza niemal 40 minut lotu samolotu po wyrzucie. W tym czasie pilot starał się zrzucić tandem. Czy instruktor zaczął jakieś karkołomne działania mające na celu oswobodzenie zespołu? To prawdopodobne. Mniej prawdopodobne jednak jest to, co również krąży w sieciach społecznościowych, że poświęcił swoje życie, aby pasażer mógł bezpiecznie wylądować. Nie chodzi mi o to, że ludzie nie są zdolni do takich czynów, raczej bym jednak skłaniał się, że mógł robić coś, co miało uratować obu skoczków ale nie wyszło zgodnie z jego planem i odpadł a zmniejszenie masy i inercji pozwoliło pilotowi na manewr, w którym zrzucił pasażera ze stopnia. Również to, że pozostały pasażer miał jedynie sprzęt, który go dodatkowo obciążał pozwalało na podjęcie np próby wejścia do samolotu.
Tego nie wiem. Gdy organizacja badająca wypadek, jak sądzę NTSB wyda raport, nie omieszkam podzielić się tą wiedzą.
Komentarze
Prześlij komentarz