Dziś doszło do kolejnej tragedii. To ciężki rok dla polskiego spadochroniarstwa. Jedna katastrofa goni poprzednią.
Skoczkowie jeszcze nie odetchnęli po dramacie, który rozegrał się w Rudnikach a tu znowu gruchnęła wiadomość o śmierci skoczka.
Doświadczony, wyważony, nie młokos. Około 2000 skoków na koncie.
Przemek Nowak znany wśród skoczków jako Stinger zginął dzisiaj w wyniku odniesienia poważnych obrażeń wewnętrznych po twardym lądowaniu.
Jak zwykle w takim momencie trudno o szczegółowe informacje, ludzie są wstrząśnięci i ograniczają okazywanie swoich emocji do stawiania świeczek i komentarzy typu "BSBD" Blue Skies Black Death
Pierwsze informacje przyniesione przez dziennikarzy skłaniały do nieco dziwnego scenariusza, w którym Stinger miał wpaść w turbulencje wywołane nagłym porywem wiatru.
Faktycznie na zdjęciu zamieszczonym na TVN24 widać rękaw w pełnym naprężeniu ale kierunek wiatru nie wskazuje nic bardzo groźnego.
Wypowiedź Kucharza cytowana przez Onet:
Ten scenariusz jest bardziej prawdopodobny. Niski zakręt to jeden z częstszych problemów doświadczonych skoczków. W tym kontenerze znaczeniowym kryje się wiele błędnych reakcji skoczków, które są potęgowane (lub niwelowane) obciążeniem spadochronu. Bardzo udane skoki, emocje, dekoncentracja mogą dopaść każdego z nas.
Trudno akceptować komentarze nielotów na portalach informacyjnych, ale mają trochę racji. Robimy to na własne ryzyko. Mamy prawo do popełniania błędów. Nieraz te błędy niosą tragiczne skutki. Wiek, doświadczenie, liczba skoków okazują się nie wystarczającymi osłonami przed nadchodzącymi zdarzeniami.
Kolejny raz szkoda człowieka. Szkoda jego rodziny i bliskich, których strata Przemka będzie boleć długi jeszcze czas.
Robimy jednak to co robimy. Gdy stanie się najgorsze pozostaje pamiętać o człowieku. Przemyśleć uczciwie sytuację, w której przegrał swoją grę i mieć nadzieję, że będzie nam dane skorzystać z wniosków w odpowiednim momencie.
Skoczkowie jeszcze nie odetchnęli po dramacie, który rozegrał się w Rudnikach a tu znowu gruchnęła wiadomość o śmierci skoczka.
Doświadczony, wyważony, nie młokos. Około 2000 skoków na koncie.
Przemek Nowak znany wśród skoczków jako Stinger zginął dzisiaj w wyniku odniesienia poważnych obrażeń wewnętrznych po twardym lądowaniu.
Jak zwykle w takim momencie trudno o szczegółowe informacje, ludzie są wstrząśnięci i ograniczają okazywanie swoich emocji do stawiania świeczek i komentarzy typu "BSBD" Blue Skies Black Death
Pierwsze informacje przyniesione przez dziennikarzy skłaniały do nieco dziwnego scenariusza, w którym Stinger miał wpaść w turbulencje wywołane nagłym porywem wiatru.
Faktycznie na zdjęciu zamieszczonym na TVN24 widać rękaw w pełnym naprężeniu ale kierunek wiatru nie wskazuje nic bardzo groźnego.
Wypowiedź Kucharza cytowana przez Onet:
Instruktor Janusz Kucharski powiedział, że spadochroniarz podjął złą decyzję o zakręcie do lądowania i wykonał go zbyt nisko. Potem mocno uderzył w ziemię.
Ten scenariusz jest bardziej prawdopodobny. Niski zakręt to jeden z częstszych problemów doświadczonych skoczków. W tym kontenerze znaczeniowym kryje się wiele błędnych reakcji skoczków, które są potęgowane (lub niwelowane) obciążeniem spadochronu. Bardzo udane skoki, emocje, dekoncentracja mogą dopaść każdego z nas.
Trudno akceptować komentarze nielotów na portalach informacyjnych, ale mają trochę racji. Robimy to na własne ryzyko. Mamy prawo do popełniania błędów. Nieraz te błędy niosą tragiczne skutki. Wiek, doświadczenie, liczba skoków okazują się nie wystarczającymi osłonami przed nadchodzącymi zdarzeniami.
Kolejny raz szkoda człowieka. Szkoda jego rodziny i bliskich, których strata Przemka będzie boleć długi jeszcze czas.
Robimy jednak to co robimy. Gdy stanie się najgorsze pozostaje pamiętać o człowieku. Przemyśleć uczciwie sytuację, w której przegrał swoją grę i mieć nadzieję, że będzie nam dane skorzystać z wniosków w odpowiednim momencie.
rozmawiałem z chłopakami w Piotrkowie Trybunalskim i z ich relacji (nie byłem wtedy na strefie) wynika, że Stinger przeszarżował z ewolucjami i zabrakło mu wysokości...
OdpowiedzUsuńNiestety rutyna potrafi zgubić...
Szkoda chłopaka...
No cóż, niestety nic nowego ;( Od lat niskie zakręty są przyczyną wielu złamań a często też utraty życia. Najgorsze jest to, że doświadczeni skoczkowie wiedzą o tym doskonale. Większość zna zasadę 10 sekund (tyle ma minąć czasu od ostatniego zakrętu do hamowania spadochronu - jeśli jest mniej to zakręt jest zaliczany jako niebezpieczny). Mimo to na fali euforii, na fali rozkojarzenia jeden głupi, niski manewr może skreślić całą karierę i zrujnować bliskim życie.
OdpowiedzUsuńFragment raportu PKBL:
OdpowiedzUsuńSkoczek, mężczyzna lat 51, wykonywał 1769* skok ze spadochronem, czwarty w dniu wypadku. Posiadał licencję USPA oraz Świadectwo Uznania wydane przez Prezesa ULC.
Na podstawie materiału filmowego zabezpieczonego z kamery skoczka oraz nagrania ostatniej fazy skoku wykonanego przez jednego ze świadków wypadku, stwierdzono, że do momentu otwarcia spadochronu i rozpoczęcia podejścia do lądowania skok przebiegał prawidłowo i bez żadnych zakłóceń.
Skoczek rozpoczął manewr podejścia do lądowania rozpoczynając zakręt na wysokości poniżej 270 m. Po wykonaniu zakrętu około 520 stopni, bez wyrównania lotu, pomimo rozpoczęcia zaciągania linek sterowniczych, skoczek z dużą prędkością zderzył się z ziemią.
W wyniku doznanych obrażeń wielonarządowych skoczek zmarł pomimo udzielanej mu pomocy medycznej.
Materiał filmowy wskazuje, że skoczek planował wykonać zakręt do lądowania 540 stopni, lecz rozpoczął go na zbyt małej wysokości w odniesieniu do przyjętej techniki jego wykonania. Zakręt wykonywany był poprzez ściągnięcie prawej taśmy.
Wyniki przeprowadzonych badań nie wykazały obecności we krwi alkoholu ani środków psychoaktywnych.
Zestaw spadochronowy używany do skoku posiadał ważną Kartę Zestawu Spadochronowego
Spadochron Neos 99
niech spoczywa w spokoju
OdpowiedzUsuń