Padaczka to choroba neurologiczna, w której zaburzone zostaje funkcjonowanie grup neuronów skupionych w określonych częściach mózgu. Przy nadmiernym ich pobudzeniu dochodzi do swego rodzaju przepięć, które mogą rozszerzać się na większe obszary kory mózgowej.
Jednym z najbardziej rozpoznawalnych efektów takich przepięć jest atak padaczkowy. Podczas takiego ataku może nastąpić utrata przytomności, dochodzi do napięcia mięśni całego ciała, mogą wystąpić kłopoty z oddychaniem i sinienie, chory może przygryźć sobie język czy też bezwiednie oddać mocz. Po napadzie jest rozkojarzony i zwykle senny.
Zastanawiając się nad tą chorobą w zestawieniu ze skokami spadochronowymi pierwszą reakcją byłoby zabronienie wykonywania skoków chorym. To oczywiście niweluje problem środowiska spadochronowego.
Choroba jest jednak dość podstępna, może wystąpić w różnych etapach życia. Może dopaść skoczka, gdy jest już doświadczony. Wtedy rezygnacja ze skoków może wydawać się niezwykle trudna.
Skoki są aktywnością niszową. Spektakularną, nośną dla mediów ale mimo wszystko bardzo rzadko uprawianą. Można więc podpatrzeć rozwiązania, które stosowane są w podobnych, ale dużo częstszych przypadkach. Choćby epilepsja versus prowadzenie pojazdów mechanicznych.
Dyrektywy unijne wytyczają tu pewien standard, który siłą rzeczy przenosił się będzie na funkcjonowanie kierowców dla znalezienia wspólnego bezpieczeństwa i komfortu, zarówno chorych jak i zdrowych, którzy nie chcieliby mieć przed sobą pędzącego na czołowe zderzenie samochodu z kierowcą w trakcie ataku epileptycznego.
Podobnie nie chcielibyśmy widzieć skoczka lądującego bezwładnie w trudnym terenie. Oczywiście, że zagrożenie dla osób trzecich, związane z prowadzeniem pojazdów mechanicznych w zestawieniu z uprawianiem spadochroniarstwa jest dużo większe. Ale skoki są bardziej niszowe więc są bardziej na świeczniku.
Jak więc traktuje się kierowców epileptyków?
Do kursu prawa jazdy może przystąpić osoba chora na padaczkę jeśli przedstawi zaświadczenie lekarskie o tym, że nie wystąpiły u niej ataki w ciągu dwóch lat.
Jeśli nastąpił tylko jeden, pierwszy atak, to osoba może przystąpić do kursu z zaświadczeniem o leczeniu i minimum jednym roku bez ataku.
Czego mogą spodziewać się chorzy skoczkowie?
Tego samego. Jeśli nastąpił atak, to trzeba na rok dać sobie na wstrzymanie i niewątpliwie zająć się swoim zdrowiem. Jeśli leczenie rokuje i napady nie powtarzają się można wrócić do aktywności. Wydaje mi się, że trzeba pomyśleć o pewnym przewartościowaniu swojego życia. Atak w powietrzu może skończyć się śmiercią. Oczywiście każdy skok może skończyć się śmiercią ale lot bez przytomności, w drgawkach, z wyprężonym ciałem, lądowanie w takim stanie - to przecież koszmar.
Jednym z najbardziej rozpoznawalnych efektów takich przepięć jest atak padaczkowy. Podczas takiego ataku może nastąpić utrata przytomności, dochodzi do napięcia mięśni całego ciała, mogą wystąpić kłopoty z oddychaniem i sinienie, chory może przygryźć sobie język czy też bezwiednie oddać mocz. Po napadzie jest rozkojarzony i zwykle senny.
Padaczka jest chorobą nieuleczalną lecz w niemal 70% przypadków ataki mogą być kontrolowane poprzez stosowaniem leków.
Zastanawiając się nad tą chorobą w zestawieniu ze skokami spadochronowymi pierwszą reakcją byłoby zabronienie wykonywania skoków chorym. To oczywiście niweluje problem środowiska spadochronowego.
Choroba jest jednak dość podstępna, może wystąpić w różnych etapach życia. Może dopaść skoczka, gdy jest już doświadczony. Wtedy rezygnacja ze skoków może wydawać się niezwykle trudna.
Skoki są aktywnością niszową. Spektakularną, nośną dla mediów ale mimo wszystko bardzo rzadko uprawianą. Można więc podpatrzeć rozwiązania, które stosowane są w podobnych, ale dużo częstszych przypadkach. Choćby epilepsja versus prowadzenie pojazdów mechanicznych.
Dyrektywy unijne wytyczają tu pewien standard, który siłą rzeczy przenosił się będzie na funkcjonowanie kierowców dla znalezienia wspólnego bezpieczeństwa i komfortu, zarówno chorych jak i zdrowych, którzy nie chcieliby mieć przed sobą pędzącego na czołowe zderzenie samochodu z kierowcą w trakcie ataku epileptycznego.
Podobnie nie chcielibyśmy widzieć skoczka lądującego bezwładnie w trudnym terenie. Oczywiście, że zagrożenie dla osób trzecich, związane z prowadzeniem pojazdów mechanicznych w zestawieniu z uprawianiem spadochroniarstwa jest dużo większe. Ale skoki są bardziej niszowe więc są bardziej na świeczniku.
Jak więc traktuje się kierowców epileptyków?
Do kursu prawa jazdy może przystąpić osoba chora na padaczkę jeśli przedstawi zaświadczenie lekarskie o tym, że nie wystąpiły u niej ataki w ciągu dwóch lat.
Jeśli nastąpił tylko jeden, pierwszy atak, to osoba może przystąpić do kursu z zaświadczeniem o leczeniu i minimum jednym roku bez ataku.
Czego mogą spodziewać się chorzy skoczkowie?
Tego samego. Jeśli nastąpił atak, to trzeba na rok dać sobie na wstrzymanie i niewątpliwie zająć się swoim zdrowiem. Jeśli leczenie rokuje i napady nie powtarzają się można wrócić do aktywności. Wydaje mi się, że trzeba pomyśleć o pewnym przewartościowaniu swojego życia. Atak w powietrzu może skończyć się śmiercią. Oczywiście każdy skok może skończyć się śmiercią ale lot bez przytomności, w drgawkach, z wyprężonym ciałem, lądowanie w takim stanie - to przecież koszmar.
Komentarze
Prześlij komentarz