Obejrzałem sobie filmik z mocnego przywalenia w ziemię przez skoczka. Nic nowego, nic szczególnego. Mały spadochron, źle wymierzony manewr. Uderzenie, które łamie nogi i jako wisienkę na torcie daje kompresyjne uszkodzenie kręgosłupa.
Po latach spędzonych w spadochroniarstwie można na podstawie filmu ocenić jakie mniej więcej będą obrażenia ciała. Film nie mógł w tym zakresie zrobić na mnie większego wrażenia bo z przykrością muszę stwierdzić, że odnośnie swoopów dopadła mnie już znieczulica. Nie umiem się empatycznie łączyć z autorami tych manewrów. W moim odczuciu to kwestia wyboru, to brak rozsądku, koncentracji a często poszanowania zasad bezpieczeństwa.
Walą więc w glebę zazwyczaj ci ze średniej półki. Stare wilki mają wyrobione odruchy, wyczucie odległości i są już w miarę bezpieczni. W pogoni pomiędzy młodzieżą a kadrą szkolącą odbywają się niestety różne, spektakularne w skutkach sceny.
To duży problem.
I teraz elastycznie, niczym kończyna z rozfragmentowanymi koścmi przejdę do tego, co zrobiło na mnie wrażenie.
Końcowa scena, w której skoczek robi sobie z kolegą selfie. Ale jest radośnie, pęknięta kość udowa, uszkodzony kręgosłup, karetka, zamocowana głowa pasami do łóżka i trzeba
pokazać znak v - który można bardzo różnie interpretować.
W tym konkretnym przypadku rozumiem emocje, adrenalina robi nieraz z ludzi idiotów. Już jest na prostej do szpitala, prawdopodobnie licząc na dobrą opiekę medyczną. Być może w Polsce byłby nieco bardziej stonowany wyrażając swoje emocje.
Zostanie poddany kosztownemu leczeniu. W cywilizowanych krajach może liczyć na państwową służbę zdrowia, lepszą, gorszą ale, gdy jej potrzeba to ważne, że darmową. Tak, tak nic w tym świecie nie jest za darmo, tylko ser w pułapce na myszy i to tylko dla myszy.
Płaci on sam i wielu innych.
Spadochroniarstwo pomimo natłoku atrakcyjnych wizualnie materiałów z powietrza, to ciągle aktywność bardzo niszowa. Uprawiają ją nieliczni. Łamią się często i spektakularnie.
Uszkodzenie się skoczka przy lądowaniu to zawsze gratka dla dziennikarzy, jeśli akurat warują przy radiu i nasłuchują, co się dzieje w eterze to mogą być szybciej od karetki na miejscu zdarzenia.
Można nazwać to: spadochroniarstwo jest na świeczniku.
Z wielu powodów. Przeciętny Janusz nie wyda pieniędzy na takie fanaberie jak skoki. Będzie za to liczył swoim megakalulatorem ile to "pieniążków" trwonią skoczkowie. Będzie im słał nienawiść i zazdrość oczekując przed swoim pierdyliardocalowym TV na kredyt (oby nie we Frankach) czekając, aż powinie się któremuś noga.
Ale to nie problem. Niech tam siedzi, tyje i ma za złe, nie da się tego wyplenić ze społeczeństwa. Sami zobaczcie ile w naszym środowisku ludzi cool i wow, w kolorowych kombinezonach i rewelacyjnych spadakach na plecach jest zawiści. A co dopiero brzuchate Janusze. Tak musi być.
Janusz was obserwuje! |
Nie mogą zabronić skakania. Ale mogą "chronić" świadczenia socjalne Januszów. Podobnie jak pomysł o płatnym leczeniu raka płuc dla palaczy. Podobnie to pomysłów płatnego leczenia pijanych kierowców, którzy się uszkodzili w wypadku drogowym.
To nie jest wielki problem (i na pewno byłby powitany z radością przez armię komorników), aby wykluczyć z bezpłatnej opieki medycznej jakieś grupy, lub jakieś aktywności. Tym bardziej, że mamy czasy kryzysu. Przywileje socjalne topnieją szybciej niż pokrywa lodowa na biegunie północnym. To temat wywołujący lęki, więc bardzo lubiany przez populistów.
Już same skoki są kwestią wyboru. Są dobrowolne. Nikomu do niczego niepotrzebne, szczególnie Januszom i ich politykom. Na skokach można respektować zasady pisane i te niepisane. Dbać o swoje zdrowie lub bezrefleksyjnie brykać niczym nastolatek na gigancie. Potem łup i boli, do szpitala, na gipsie koledzy flamastrami robią grafiti i jest cool. Ale wow. No bomba.
Tak zupełnie hipotetycznie. Ciekawe, czy poznawszy historię kolegi, który musiał sprzedać spadochron i wziąć kredyt na swoje leczenie po głupim lądowaniu, taki sowizdrzał nadal grasowałby bezmyślnie na niebie?
Do brzegu. Nie chodzi bowiem o pieniądze. To tylko takie hipotezy. Chodzi o coś innego. Chodzi o sieć wzajemnych powiązań w obrębie skoków spadochronowych. To nie jest bowiem tak, że ktoś jest wolny i sobie może przywalić w ziemię. Jedynym dylematem jest, czy waląc w glebę nie rozgniótł komuś wózka dziecięcego wraz z żywym wkładem. Nikt nie jest wolny i każda głupota niesie za sobą zbiorowe konsekwencje.
Chodzi o procedury, chodzi o składki ubezpieczeniowe, o wizerunek, o temperament i inteligencję następnych pokoleń skoczków poszukujących coraz to nowych zabaw dla wyrośniętych dzieci.
Nie ma takiej wolności.
Tolerowanie otaczającej nas głupoty wśród skoczków mniejszym, lub większym kręgiem może uderzyć w tych, którzy latają spokojnie, są zapobiegawczy i rozsądni. Ale nie chcą być niemili. Przymykają oko, że jakiś debil na zbyt małym spadochronie, obwieszony kamerami, bez umiejętności, bez poszanowania zasad bryka sobie obok.
Mały krąg, to jeśli ten idiota zgarnie kogoś w kolizji. To tzw krótka piłka.
Jest też długa piłka wzajemnych powiązań, o której pisałem. Ubezpieczenia, narastające procedury, przepisy, wizerunek itd.
Ponad 500 odsłon i tylko trzy plusy. Nie jestem łowcą plusów, bo nic za nie i tak nie da się załatwić w życiu. Ale plusy w jakimś stopniu pokazują, czy temat jest trafiony, czy też nie. Ten, dotyczący odpowiedzialności chyba się Wam nie podoba ;D
OdpowiedzUsuńjakie plusy? ludzie pracują w pocie czoła a wy wywalacie kasę na głupoty i jeszcze potem trzeba się opiekować wami w szpitalach, fircyki jedne
OdpowiedzUsuń