Przejdź do głównej zawartości

Spadochroniarz w szponach iluzji stada

Potrzeba przynależności do grupy może prowadzić zarówno do radości jak i nieszczęścia.


Młody adept spadochroniarstwa zanurza się w idealizowanym przez siebie świecie. Niemal wszyscy dookoła wydają się być supermenami (aby nie było seksistowsko superwomenami). Tak jak superman nie istnieje, tak i wrażenie wspaniałości środowiska spadochronowego jest iluzoryczne. Ale mechanizm społeczny zaczyna działać. Skoczek chce być zaakceptowany przez grupę a niedługo potem chce zająć jakieś ważne miejsce w hierarchii.


Środowisko spadochronowe jest dość trudne do opisania. Niełatwo w nim rozpoznać co jest prawdą, co fałszem. Sprzyja temu sporadyczna komunikacja, rozmowy na tematy zdominowane przez uprawianą aktywność. Trudno zobaczyć więc, że skoczkowie to tacy sami ludzie jak niemal wszystkie inne zbiory. Jednak dla początkującego wszystko wydaje się być takie odmienne, takie prawdziwe a i niezwykłe zarazem. 


W zagrożeniu potrzeba opieki

Poczucie zagrożenia uruchamia pewien atawizm społeczny - potrzebę przynależności do tej nowej grupy. To ma stanowić zalążek poczucia bezpieczeństwa. Młody skoczek podświadomie może oczekiwać od grupy opieki nad nim. Niczym młody szczeniak w stadzie wilków. Zazwyczaj to kolejna iluzja. Zazwyczaj nie dostaje tej opieki. Jest inaczej.

Grupy skoczków zazwyczaj są ustawione dość hierarchicznie. Jest lider lub grupa liderów oraz kilka kręgów wtajemniczeń. Każdy krąg broni dostępu do siebie do momentu aż młody skoczek nie pokaże swojej siły lub osiągnięć pozwalających mu na przeskoczenie do kręgu wyższego. Wtedy jest poklepywany po plecach i przyjmowany aby wzmocnić dany krąg. Ale trzeba coś osiągnąć a czasu jest mało. Potrzeba przynależności zaś bardzo duża.

Skoki spadochronowe to bardzo wiele dyscyplin. Zazwyczaj wymagają długiego czasu treningu. Są takie, które scalają zespół i dają najlepsze owoce działań grupy - np kanpiarze czyli uprawiający akrobacje na otwartych spadochronach. Przykładem może być choćby polski zespół Lost in Space. Lata treningów, wyjazdów, zawodów - tak buduje się zespół, zgrana grupa. Freefly, płaskie formacje, to wszystko dzieje się gdzieś wysoko i widać tylko filmy. Co pozostaje synonimem doświadczenia, oblatania dla młokosa, który większość czasu siedzi na ziemi i czeka na swój skok? Efektowne lądowania na małych, wyczynowych, mocnych obciążonych czaszach.


Bo to widać

I tu jest być może pies pogrzebany. Na początku kariery młody skoczek ma jeden z wdrukowanych sposobów osiągnięcia wewnętrznego kręgu grupy. Bycia tak dobrym jak oni. Zaczyna więc iść na skróty bo nie wie ile lat zajęło starym wygom wykształcenie takich umiejętności.


Przynależność do grupy w spadochroniarstwie to niebezpieczna iluzja. 

Trzeba robić swoje i dbać o swoje bezpieczeństwo. Jakiekolwiek przerzucanie odpowiedzialności za swoje zdrowie i życie - tym bardziej na iluzoryczne, zapatrzone w siebie twory społeczne jest śmiertelnym zagrożeniem. Trzeba robić swoje. 



Ten wpis jednym z kilku dotyczących ogólnej tendencji do zbyt szybkiego zmniejszania spadochronów. Zrozumienie mechanizmów być może pozwoli młodym skoczkom na uniknięcie zagrożenia. Zagrożenie jest analogiczne do problemów motocyklistów. W rękach młokosa, który nie jeździł dużo na 500, 600-kach ścigacz o pojemności 1000 cc może stanowić śmiertelne zagrożenie.

Zobacz też:



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Samolot An-2

An-2 to dwupłatowy samolot wielozadaniowy klasy STOL (Short Take Off and Landing). Długość drogi rozbiegu i dobiegu to około 200 metrów. Antek wyposażony jest w gwiazdowy silnik wolnossący, któremu mocy na małych wysokościach wystarcza do przewożenia niemal dwóch ton balastu. Jednak wraz ze wzrostem wysokości, gdy spada ciśnienie powietrza, brak wystarczającej ilości tlenu dusi koniki mechaniczne z początkowej wartości 1000.

Wypadek Pabla

Nie mogę pozbierać myśli. Może pisanie jakoś się do tego przyczyni. Pablo dziś zginął podczas skoku tandemowego. Poznałem go na wyjeździe do Hiszpanii kilkanaście lat temu, gdy robił ze mną swój AFF. Zawsze uśmiechnięty, pełen energii, sypiący dobrej jakości dowcipami jak z rękawa. Podczas szkolenia nie szło mu świetnie, jeden z moich palców nadal jest wykrzywiony po tym, jak łapałem go z obrotów. Zaskoczył mnie wtedy swoją postawą. W żaden sposób nie załamywał się, nie biadolił tylko trenował na ziemi i skakał aż wyszło mu tak, jak tego chciał. Potem miałem okazję przekonać się, że taki miał charakter. Poznałem go jako uporządkowanego i bardzo zadaniowego człowieka. Skrupulatnie realizował swoje zamierzenia. Kilka lat później nauczyłem go jak skakać w tandemie. Na tandemie zakończyło się jego życie. Żona, dwoje małych dzieci. Młody człowiek, więc najpewniej też rodzice. Mama, dzień mamy. Wiem, że los dopada na przeróżne sposoby. Wypadki komunikacyjne, choroby. Co komu pisan...

Skoki na linę tzw static line

Dziwnie brzmi dla skoczka określenie skoki na linę. Tak jakby ktoś wskakiwał na linę. To nieco przestarzałe określenie wiąże się z nieco przestarzałą metodą szkolenia. Owszem nadal szkolenie podstawowe metodą static line jest uprawiane ale wiąże się to zwykle z faktem posiadania samolotu z silnikiem tłokowym, który nie daje rady wdrapać się na porządną wysokość. Static Line to skoki z małych wysokośc, pozostałość po wojskowych desantach Skoki na linę to tradycja komandosów . W ramach działań operacyjnych duża liczba desantowców musiała być wyrzucona w krótkim czasie z możliwie najniższej wysokości. Dlatego wyposażeni byli w spadochrony z systemem natychmiastowego otwarcia. Ten system opierał się w swej konstrukcji na linie statycznej. Stalowa, cienka linka w osłonie z brezentu, połączona z taśmą tekstylną prowadziła zazwyczaj do pokrowca spadochronu głównego. Podłączona przez wyrzucającego do grubszej, rozpiętej na pokładzie liny specjalną klamrą zaczynała swoją pracę, gdy de...