Od skoczków wymagane jest posiadanie ubezpieczenia OC. Każdy kraj ma swoje regulacje, każda strefa zrzutu również. Nie ma co się dziwić, skoczek może doprowadzić do różnego szkód. Zazwyczaj mamy na myśli szkody na mieniu.
Gdy skoczek, z jakichkolwiek przyczyn wyląduje komuś na szklarni, to nie ma co się dziwić, że właściciel będzie chciał odszkodowania, które pokryje jego straty. On sobie tylko uprawia jakieś ogóreczki a skoczek bawi się w powietrzu. Nabroił to niech płaci. Od tego jest ubezpieczenie. Szklarnia, dach, samochód - nawet najbardziej wypasiony to mały pikuś.
Prawdziwy problem zaczyna się przy szkodach, które człowiek czyni innemu człowiekowi. Wyobraźmy sobie (specjalnie drastyczny)
przypadek, gdy młody skoczek, w sposób niezamierzony, ląduje na dziecięcym wózku doprowadzając do trwałego kalectwa małe dziecię. Co w takim przypadku zrobią rodzice? Otóż jeśli to nie jest jakaś rodzina patologiczna albo małżeństwo psychicznie chorych ludzi będzie rościć sobie nie tylko zadośćuczynienie, nie tylko odszkodowanie ale także zwrot kosztów leczenia dziecka, być może także wypłatę dożywotniej renty. Przecież skoczek, w sposób niezamierzony doprowadził do czyjejś tragedii. Od tego też jest ubezpieczenie.
Bardziej statystycznie prawdopodobnym będzie kolizja dwóch skoczków. Nie liczmy na solidarność. Jeśli będzie utrata zdrowia to można spodziewać się też smutnych panów pod krawatem i pozwów.
Polskie przepisy lotnicze nakładają na użytkowników spadochronów obowiązek ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej w wysokości minimum 10 000 SDR. SDR to umowna jednostka, ponad politycznymi podziałami. Można przyjąć, że 1 SDR to około 5 PLN. Oznacza to więc, że skoczek musi być ubezpieczony na kwotę nie mniejszą niż 50 000 PLN. To oczywiście może starczyć na naprawę szklarni, odmalowanie dachu wypasionego mercedesa ale nie starczy nawet na prawnika w procesie o uszczerbek zdrowia.
Można przyjąć, że pewne wrażenie zabezpieczenia dałaby kwota miliona PLN, choć też w przypadku grubszego problemu jedną małą bańką się nie wykręcimy. W Niemczech ubezpieczenia skoczków opiewają na kwotę dwóch milionów euro. Z tego można wykroić nawet jakąś rentę.
Z zupełnie innej beczki. Polisa ubezpieczeniowa powinna dotyczyć aktywności, którą wykonujemy. Oznacza to, że na nic nie jest nam potrzebne ubezpieczenie OC dotyczące np. sportów walki wschodu albo wyczynowego uprawiania sportów lotniczych. Na polisie musi być to, co robimy. Ubezpieczamy się, jako skoczkowie na wypadek odpowiedzialności cywilnej związanej ze skokami spadochronowymi. Dlaczego? No bo jeśli trzeba przyjąć kasę za polisę to każdy jest milutki ale jeśli trzeba wypłacić parę baniek odszkodowania to prawnicy firmy będą węszyli co zrobić aby nie wypłacić.
Papier to papier. OC pozornie wydaje się być papierem drugorzędnym. Ale jeśli dojdzie do tragedii, a może do niej dojść i niejednokrotnie do niej już doszło to wtedy trzeba mieć wujka arabskiego szejka albo dobre ubezpieczenie. Nie chodzi aby znaleźć najdroższe, nie chodzi też aby znaleźć najtańsze, chodzi o to aby znaleźć takie, które w razie problemu uchroni nas od konsekwencji. Po to bowiem jest ubezpieczenie.
Skoczek może sobie zrobić kuku. Pod tym infantylnym określeniem mogą kryć się bardzo złożone złamania, trwała utrata zdrowia - czyli kalectwo. Tego przepisy już nie regulują. Podobnie jak w transporcie drogowym. Masz mieć OC a czy masz AC, NNW, KL itp to już twoja sprawa.
Trzeba myśleć o naprawieniu swojego ciała w przypadku wypadku. Tu nie jest ważne czy dostaniemy odszkodowanie. Przecież nie walimy w ziemię aby wyłudzić pieniądze. Chodzi o to, aby mieć dostęp do lekarzy, lekarstw, rehabilitantów i wrócić do gry. To ubezpieczenie nazywa się KL - Koszty Leczenia. Za granicą jest szczególnie istotne. Warto myśleć o wyborze miejsca turystyki spadochronowej również pod kątem opieki medycznej na miejscu. Nawet jeśli komuś wydaje się, że NIGDY nie zrobi sobie krzywdy to skoczek zawsze ma mieć plan B.
W Europie obowiązuje tzw karta ECUZ. To karta wystawiana przez państwową ubezpieczalnię, która poświadcza, że dana osoba jest ubezpieczona w swoim kraju. W ramach Unii Europejskiej, gdy dojdzie do dramatycznego zdarzenia ta karta jest gwarancją podjęcia opieki medycznej przez unijne służby zdrowia. ECUZ nie jest przeznaczony do leczenia kataru, ECUZ jest na wypadek złamań i dużych, nagłych problemów. Taką kartę w UE warto mieć. Jest wystawiana w ZUS za darmo i ma 6 miesięcy ważności (inne kraje maja inne zasady, Irlandia wystawia na 3 lata).
Gdy skaczemy za granicami kraju, trzeba więc pomyśleć o tym co sami możemy nabroić i od tego się ubezpieczyć. Trzeba też pomyśleć o tym, co nam może się przydarzyć. Czy ubezpieczenie obejmuje transport do kraju - tzw repatriację. Czy obejmuje leczenie, czy tylko opatrzenie i wysłanie do naszego kochanego NFZ. Dobry skoczek planuje skok wraz z ubezpieczeniem. Plan B to nie tylko odczepienie spadochronu głównego. Plan B to również przygotowanie na trudne chwile, gdy leżymy w szpitalu obserwując wzory kreślone przez muchy na suficie.
Gdy skoczek, z jakichkolwiek przyczyn wyląduje komuś na szklarni, to nie ma co się dziwić, że właściciel będzie chciał odszkodowania, które pokryje jego straty. On sobie tylko uprawia jakieś ogóreczki a skoczek bawi się w powietrzu. Nabroił to niech płaci. Od tego jest ubezpieczenie. Szklarnia, dach, samochód - nawet najbardziej wypasiony to mały pikuś.
Jedno z praw Murphiego mówi: jeśli coś może pójść nie tak, to pójdzie
Prawdziwy problem zaczyna się przy szkodach, które człowiek czyni innemu człowiekowi. Wyobraźmy sobie (specjalnie drastyczny)
przypadek, gdy młody skoczek, w sposób niezamierzony, ląduje na dziecięcym wózku doprowadzając do trwałego kalectwa małe dziecię. Co w takim przypadku zrobią rodzice? Otóż jeśli to nie jest jakaś rodzina patologiczna albo małżeństwo psychicznie chorych ludzi będzie rościć sobie nie tylko zadośćuczynienie, nie tylko odszkodowanie ale także zwrot kosztów leczenia dziecka, być może także wypłatę dożywotniej renty. Przecież skoczek, w sposób niezamierzony doprowadził do czyjejś tragedii. Od tego też jest ubezpieczenie.
Bardziej statystycznie prawdopodobnym będzie kolizja dwóch skoczków. Nie liczmy na solidarność. Jeśli będzie utrata zdrowia to można spodziewać się też smutnych panów pod krawatem i pozwów.
Polskie przepisy lotnicze nakładają na użytkowników spadochronów obowiązek ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej w wysokości minimum 10 000 SDR. SDR to umowna jednostka, ponad politycznymi podziałami. Można przyjąć, że 1 SDR to około 5 PLN. Oznacza to więc, że skoczek musi być ubezpieczony na kwotę nie mniejszą niż 50 000 PLN. To oczywiście może starczyć na naprawę szklarni, odmalowanie dachu wypasionego mercedesa ale nie starczy nawet na prawnika w procesie o uszczerbek zdrowia.
Można przyjąć, że pewne wrażenie zabezpieczenia dałaby kwota miliona PLN, choć też w przypadku grubszego problemu jedną małą bańką się nie wykręcimy. W Niemczech ubezpieczenia skoczków opiewają na kwotę dwóch milionów euro. Z tego można wykroić nawet jakąś rentę.
Aby polisa była polisą a nie papierem
Z zupełnie innej beczki. Polisa ubezpieczeniowa powinna dotyczyć aktywności, którą wykonujemy. Oznacza to, że na nic nie jest nam potrzebne ubezpieczenie OC dotyczące np. sportów walki wschodu albo wyczynowego uprawiania sportów lotniczych. Na polisie musi być to, co robimy. Ubezpieczamy się, jako skoczkowie na wypadek odpowiedzialności cywilnej związanej ze skokami spadochronowymi. Dlaczego? No bo jeśli trzeba przyjąć kasę za polisę to każdy jest milutki ale jeśli trzeba wypłacić parę baniek odszkodowania to prawnicy firmy będą węszyli co zrobić aby nie wypłacić.
Papier to papier. OC pozornie wydaje się być papierem drugorzędnym. Ale jeśli dojdzie do tragedii, a może do niej dojść i niejednokrotnie do niej już doszło to wtedy trzeba mieć wujka arabskiego szejka albo dobre ubezpieczenie. Nie chodzi aby znaleźć najdroższe, nie chodzi też aby znaleźć najtańsze, chodzi o to aby znaleźć takie, które w razie problemu uchroni nas od konsekwencji. Po to bowiem jest ubezpieczenie.
No dobrze ale OC to nie wszytko.
Skoczek może sobie zrobić kuku. Pod tym infantylnym określeniem mogą kryć się bardzo złożone złamania, trwała utrata zdrowia - czyli kalectwo. Tego przepisy już nie regulują. Podobnie jak w transporcie drogowym. Masz mieć OC a czy masz AC, NNW, KL itp to już twoja sprawa.
Trzeba myśleć o naprawieniu swojego ciała w przypadku wypadku. Tu nie jest ważne czy dostaniemy odszkodowanie. Przecież nie walimy w ziemię aby wyłudzić pieniądze. Chodzi o to, aby mieć dostęp do lekarzy, lekarstw, rehabilitantów i wrócić do gry. To ubezpieczenie nazywa się KL - Koszty Leczenia. Za granicą jest szczególnie istotne. Warto myśleć o wyborze miejsca turystyki spadochronowej również pod kątem opieki medycznej na miejscu. Nawet jeśli komuś wydaje się, że NIGDY nie zrobi sobie krzywdy to skoczek zawsze ma mieć plan B.
W Europie obowiązuje tzw karta ECUZ. To karta wystawiana przez państwową ubezpieczalnię, która poświadcza, że dana osoba jest ubezpieczona w swoim kraju. W ramach Unii Europejskiej, gdy dojdzie do dramatycznego zdarzenia ta karta jest gwarancją podjęcia opieki medycznej przez unijne służby zdrowia. ECUZ nie jest przeznaczony do leczenia kataru, ECUZ jest na wypadek złamań i dużych, nagłych problemów. Taką kartę w UE warto mieć. Jest wystawiana w ZUS za darmo i ma 6 miesięcy ważności (inne kraje maja inne zasady, Irlandia wystawia na 3 lata).
Gdy skaczemy za granicami kraju, trzeba więc pomyśleć o tym co sami możemy nabroić i od tego się ubezpieczyć. Trzeba też pomyśleć o tym, co nam może się przydarzyć. Czy ubezpieczenie obejmuje transport do kraju - tzw repatriację. Czy obejmuje leczenie, czy tylko opatrzenie i wysłanie do naszego kochanego NFZ. Dobry skoczek planuje skok wraz z ubezpieczeniem. Plan B to nie tylko odczepienie spadochronu głównego. Plan B to również przygotowanie na trudne chwile, gdy leżymy w szpitalu obserwując wzory kreślone przez muchy na suficie.
Przytoczę twoje słowa-"Od tego jest ubezpieczenie" i "Nie liczmy na solidarność".
OdpowiedzUsuńA jak na lotnisko przychodzi pseudoszlachcic z wybujałym ego, bo ma kasę a przepisy to są dla szaraków, a jemu trzeba kłaniać się w pas i ustępować miejsca!
W Polsce wystarczy że sprawca nie podpisze papierku z pytaniem od ubezpieczeniodawcy czy aby po jego stronie nie było jakiś uchybień i poszkodowany nie dostanie ani grosza! (sic)