Bezpieczeństwo spadochronowe zazwyczaj pisane jest krwią i łzami spadochroniarzy, którzy popełnili błędy. Wymiana informacji, dyskusja, refleksja i działania zaradcze powodują, iż pasja skoków może stawać się bardziej bezpieczna.
Gdy usłyszymy, że skoczek nisko odczepił główną czaszę a potem ZBYT nisko uruchomił zapasowy spadochron, wtedy usłyszymy od zwolenników 'kupowania bezpieczeństwa', że gdyby denat miał jakieś wspomagające urządzenie (tu wymieniamy którąś z przodujących firm) to by żył. Dla mnie problem zagrzebany jest głębiej.
Najważniejszym urządzeniem kontrolującym bezpieczeństwo skoczka jest jego mózg. To akurat dobrze się składa bo tenże sam mózg odpowiada w ogóle za życie i zdrowie człowieka. To, że człowiek zajmuje się skokami nic tak na prawdę nie zmienia. Możemy robić wszystko, byle brać za to odpowiedzialność i kalkulować ryzyko.
Więcej przemyśleń dotyczy znowu rozmiaru czaszy, który ma duży wpływ również na dynamikę przebiegu awarii.
Czym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość trąci.
Stara prawda, która w spadochroniarstwie ma wielką moc. Bo zazwyczaj proces spójnego szkolenia kończy się na etapie podstawowym. Szkolenie podstawowe wydaje się więc fundamentem bezpieczeństwa i tam należy wykazywać szczególną ostrożność i przewidywać następstwa wpajanych procedur. W szczególności prawidłowo przeprowadzonej procedury awaryjnej.Gdy usłyszymy, że skoczek nisko odczepił główną czaszę a potem ZBYT nisko uruchomił zapasowy spadochron, wtedy usłyszymy od zwolenników 'kupowania bezpieczeństwa', że gdyby denat miał jakieś wspomagające urządzenie (tu wymieniamy którąś z przodujących firm) to by żył. Dla mnie problem zagrzebany jest głębiej.
Najważniejszym urządzeniem kontrolującym bezpieczeństwo skoczka jest jego mózg. To akurat dobrze się składa bo tenże sam mózg odpowiada w ogóle za życie i zdrowie człowieka. To, że człowiek zajmuje się skokami nic tak na prawdę nie zmienia. Możemy robić wszystko, byle brać za to odpowiedzialność i kalkulować ryzyko.
Do brzegu.
Uważam, że metoda postępowania awaryjnego z obiema dłońmi na prawym uchwycie może prowadzić do niebezpiecznych następstw w przyszłości skoczka. Uważam, że o wiele lepsze jest szkolenie z trzymaniem obu uchwytów. Dlaczego tak uważam? Poniżej kilka podpunktów na ten temat:- Wyciągając obiema dłońmi uchwyt odczepiania czaszy głównej, rozluźniamy uprząż i metalowy uchwyt od zapasu przemieszcza się. Jeśli procedurę podjęliśmy wysoko albo mamy RSL to mały problem ale jeśli nie mamy RSL albo podjęliśmy decyzję o ratowaniu relatywnie nisko (np 500 m) to możemy tego błędu nie przeżyć.
- Wpojony w szkoleniu podstawowym sposób wyciągania uchwytu od zamków barkowych może się uruchomić wiele lat później w stanie wysokiego stresu.
- Po zakończeniu szkolenia podstawowego skoczek zostaje zostawiony sam sobie i jeśli chce przyjąć procedurę awaryjną, w której jedna dłoń jest na poduszce a druga w uchwycie od zapasu - to ćwiczy to sobie sam. Instruktor zazwyczaj nie ma jak korygować błędów postępowania. Takim błędem może być 'małpi chwyt' uchwytu od zapasu (kciuk nie włożony do środka uchwytu). Opory, które pojawiają się w trakcie uruchamiania zapasu mogą spowodować wypadnięcie uchwytu w najmniej oczekiwanej chwili,
- Uczenie metody dwóch dłoni na jednym uchwycie wpaja i gruntuje obecność RSL w każdym zestawie co jest nieprawdą.
- Znam sytuacje, gdzie uczeń ma 'czekać na RSL' po wyciągnięciu poduszki co jest moim zdaniem niemal kryminałem szkoleniowym,
- Nieprawdziwy jest moim zdaniem argument o zwiększonej sile wyrywania uchwytu przy pomocy dwóch dłoni. Moim zdaniem lewa dłoń popycha prawą ale nadal siła ścisku poduszki determinowana jest przez siłę prawej dłoni.
- Zamiast łapać dwiema dłońmi lepiej nauczyć wykręcania poduszki z rzepa,
- Student, w moim mniemaniu, MUSI prawidłowo trzymać uchwyt od zapasu, gdy zamierza wyrwać poduszkę od zamków barkowych,
- Student, w moim mniemaniu, MUSI kontrolować wysokość w trakcie awarii i mieć wyrobiony nawyk na uprzęży sprawdzania wysokości,
Więcej przemyśleń dotyczy znowu rozmiaru czaszy, który ma duży wpływ również na dynamikę przebiegu awarii.
Komentarze
Prześlij komentarz