Przejdź do głównej zawartości

Marketingowy bullshit spadochronowy może dopaść i Ciebie!

Taki fajny film

Pewien skoczek chciał sobie nagrać fajny film, jak na ziemi otwiera się spadochron zapasowy. Takie filmy znamy i lubimy. Uważam też, że jak jest okazja to każdy skoczek powinien strzelić sobie zapas na ziemi, gdy sprzęt idzie do przekładki.
Na ziemi poszło jednak nie tak. Pilocik wyszedł tylko troszkę i zablokował się. Powstał dużo ciekawszy film, powodujący dyskusje niż nudny, normalny film.
Film pokazał, na szczęście bez ofiar w ludziach, że mechanik może popełnić błąd przy układaniu. 

Mechanik, nawet najlepszy, kiedyś może popełnić błąd

Tak, może popełnić. Ma licencje, jest egzaminowany, ma odpowiedzialność, ma doświadczenie, często renomę ale jest człowiekiem. Ludzie popełniają błędy. Popełniają je tym bardziej im wzrasta skomplikowanie procesu, który realizują.
Przez dziesięciolecia, można nawet pokusić się od wieku, właśnie w celu niwelowania zagrożenia błędu upraszcza się konstrukcje spadochronów.
Testy, próby, certyfikaty to jedno (bardzo dobre i powoduje, że skoki spadochronowe weszły na niezwykle wysoki technicznie poziom bezpieczeństwa) a prostota konstrukcji to drugie.

Gra w dolary i euro to nic nowego

Rynek pokrowców i czasz spadochronowych to bardzo intratny biznes i nie tak niszowy jak może się wydawać. Oczywiście daleko mu do farmacji czy handlu bronią albo narkotykami ale jest całkiem dobrze obsadzony.
Jeśli przyjmiemy, że koszt materiałów i robocizny nad pokrowcem to rząd wielkości paru setek euro a użytkownik płaci za nowy, modny pokrowiec parę tysięcy euro to widać, że gra jest warta świeczki.

Przyjmijmy teraz, że jest kilku największych graczy na rynku tegoż sprzętu i po kilkudziesięciu latach konstruowania doszli do prostych i skutecznych rozwiązań. Osiągnęli pewien poziom prostoty i niezawodności, który zadowala klientów. Taki moment, moim zdaniem został osiągnięty w latach 90 tych.

Zawracanie rzeki - to nie tylko pomysł Stalina i Mao

W tym też czasie igła kompasu zmian odwróciła się. Specjaliści od sprzedaży potrzebowali jakiś szczególnych rozwiązań, które mogłyby dać im przewagę nad konkurencją.
Zaczęły więc pokrowce obrastać w rzeczy mniej lub bardziej potrzebne. 

  • Freefly friendly - zrozumiałe, 
  • wyparcie taśmy velcro - super, 
  • kółka biodrowe - moda, wygoda ale niegroźna 
  • wygodna wykładzina na plecach - moda zupełnie bez znaczenia
  • komplikowanie sekcji zapasu - kryminał.

RSL

RSL to stara i prosta konstrukcja, która ma swoje wielkie plusy i trochę minusów. Niewątpliwie w niektórych skokach jest systemem bezpieczeństwa o wielkim znaczeniu, w innych mniej istotna, w niektórych stanowi zagrożenie życia. Tak jest prawie ze wszystkim.
Gdy jednak na rynku zaczęła się walka pomiędzy producentami o systemy MARD wszystko zaczęło stawać na głowie.

MARD to przejaw nowych, chorych czasów, gdzie mniejszość zamęcza większość

Dziś mamy terror, w którym wyciąga się katastrofy i pisze bezkrytycznie, że gdyby miał MARD to by żył. Ale nie miał i dlatego zginął. Ta manipulacja powoduje wzrost sprzedaży ale jest kłamliwa.
Dziś ta grupa skoczków, która nie potrafi zaplanować swojego skoku i nie trenuje prawidłowej procedury awaryjnej jest uzasadnieniem do komplikowania spadochronów zapasowych. To bzdurna i bardzo niebezpieczna gra, której ofiarami mogą być wszyscy.

O co gramy MARDami?

Załóżmy, że spadochron zapasowy sto razy na sto otworzy się, gdy wyciągniemy uchwyt od zapasu powyżej 300 metrów. Załóżmy też, że prawidłowe reakcje skoczka powinny jako minimum dobrego działania ustalić wysokość 450 metrów - wszystko poniżej to nadmierne ryzyko.
Załóżmy również, że prosty RSL w przypadku procedury podjętej poniżej 450 metrów zyskuje na swoim znaczeniu (wyciągnie zawleczkę od zapasu 0.3 sekundy po odczepieniu czaszy głównej)
MARDem zyskamy dodatkowo jakieś 30-40 metrów, które mogą być kluczowe grubo poniżej  300 metrów, czyli po złamaniu zasad bezpieczeństwa.

Ale o tym się nie mówi, to wiedzą riggerzy

Po drugiej stronie zostaje nieco szara, mroczna i niedyskutowana kwestia większej liczby wyłogów pokrowca, dodatkowych instalacji, linek, tasiemek, metalowych haków, tekstylnych zamków. Wszystko upchane w zapasie dla tych, którym potencjalnie może uratować życie, gdy są już na skrajnie małej wysokości.


To jest marketingowy bullshit! 

Stopniowo będziemy padać ofiarami tego cyrku. A film, na szczęście bez żadnych ofiar to pokazuje. Podobnie jak niedawny incydent tandemowy, gdzie doświadczenie i refleks instruktora pozwoliły wybronić z opresji tandem, gdy system MARD zablokował otwarcie spadochronu zapasowego. Znów bez ofiar udało się wykazać KRYTYCZNY błąd działania tego systemu. Niestety gdy nie ma trupów - nie ma zdecydowanych kroków, brakuje jaj aby zastanowić się do czego to wszystko prowadzi. Moda i marketing powodują odwrócenie ewolucji bezpieczeństwa technicznego w spadochroniarstwie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Samolot An-2

An-2 to dwupłatowy samolot wielozadaniowy klasy STOL (Short Take Off and Landing). Długość drogi rozbiegu i dobiegu to około 200 metrów. Antek wyposażony jest w gwiazdowy silnik wolnossący, któremu mocy na małych wysokościach wystarcza do przewożenia niemal dwóch ton balastu. Jednak wraz ze wzrostem wysokości, gdy spada ciśnienie powietrza, brak wystarczającej ilości tlenu dusi koniki mechaniczne z początkowej wartości 1000.

Wypadek Pabla

Nie mogę pozbierać myśli. Może pisanie jakoś się do tego przyczyni. Pablo dziś zginął podczas skoku tandemowego. Poznałem go na wyjeździe do Hiszpanii kilkanaście lat temu, gdy robił ze mną swój AFF. Zawsze uśmiechnięty, pełen energii, sypiący dobrej jakości dowcipami jak z rękawa. Podczas szkolenia nie szło mu świetnie, jeden z moich palców nadal jest wykrzywiony po tym, jak łapałem go z obrotów. Zaskoczył mnie wtedy swoją postawą. W żaden sposób nie załamywał się, nie biadolił tylko trenował na ziemi i skakał aż wyszło mu tak, jak tego chciał. Potem miałem okazję przekonać się, że taki miał charakter. Poznałem go jako uporządkowanego i bardzo zadaniowego człowieka. Skrupulatnie realizował swoje zamierzenia. Kilka lat później nauczyłem go jak skakać w tandemie. Na tandemie zakończyło się jego życie. Żona, dwoje małych dzieci. Młody człowiek, więc najpewniej też rodzice. Mama, dzień mamy. Wiem, że los dopada na przeróżne sposoby. Wypadki komunikacyjne, choroby. Co komu pisan...

Skoki na linę tzw static line

Dziwnie brzmi dla skoczka określenie skoki na linę. Tak jakby ktoś wskakiwał na linę. To nieco przestarzałe określenie wiąże się z nieco przestarzałą metodą szkolenia. Owszem nadal szkolenie podstawowe metodą static line jest uprawiane ale wiąże się to zwykle z faktem posiadania samolotu z silnikiem tłokowym, który nie daje rady wdrapać się na porządną wysokość. Static Line to skoki z małych wysokośc, pozostałość po wojskowych desantach Skoki na linę to tradycja komandosów . W ramach działań operacyjnych duża liczba desantowców musiała być wyrzucona w krótkim czasie z możliwie najniższej wysokości. Dlatego wyposażeni byli w spadochrony z systemem natychmiastowego otwarcia. Ten system opierał się w swej konstrukcji na linie statycznej. Stalowa, cienka linka w osłonie z brezentu, połączona z taśmą tekstylną prowadziła zazwyczaj do pokrowca spadochronu głównego. Podłączona przez wyrzucającego do grubszej, rozpiętej na pokładzie liny specjalną klamrą zaczynała swoją pracę, gdy de...