Większość skoczków wie o tym, że ratowanie się z awarii można przeprowadzić na dwa sposoby. Jednak część z nich nie zastanawia się jakie są plusy i minusy obu technik.
W moim przekonaniu tylko jedna jest rozwojowa, zaś jedna jest drogą "po łebkach".
To troszkę tak jak w pierwszych poślizgach samochodu, pamiętamy, że kręciliśmy kierownicą, coś się działo, pobujało i jakoś wyszliśmy z tego poślizgu. Tak, o ile wcześniej bawiliśmy się w zaciąganie ręcznego na dużych, śliskich powierzchniach. Umiejętności psychomotoryczne są dużo głębsze i dużo sprawniejsze niż kalkulowana reakcja dowodzona przez świadomość.
Do sedna.
Druga metoda to zlokalizowanie uchwytu z prawej strony i chwycenie go prawą dłonią, zlokalizowanie uchwytu z lewej strony i chwycenie go, wyciągnięcie uchwytu z prawej a następnie z lewej strony. To metoda, która jest uniwersalna na wszystkie spadochrony, z RSL lub bez niego.
Nic nie jest czarne nic nie jest białe, działamy w obszarach szarości.
Moim zdaniem między bajki można włożyć dwie "zalety" metody pierwsze. Pierwsza bajka dotyczy uniknięcia pomyłki, który uchwyt wyrwać pierwszy. Jeśli komuś się myli to mu się myli i nie ważne, czy trzyma oba, czy tylko jeden uchwyt.
Po drugie, że chwyt obiema dłońmi jest mocniejszy i pewniejszy. To jest taka pół bajka. Faktycznie chwyt prawą dłonią i pchanie w dół lewą ręką wzmacnia siłę wyrywania zawleczki. Ale prostsze jest wykręcenie od dołu rzepa od uchwytu odczepiania. Wtedy zostają tylko opory żółtych kabli na pętelce i w bowdenach.
Warto się zastanowić, czy szkolenie metodą pierwszą nie jest zagrożeniem dla doświadczonych skoczków, którzy nie praktykują treningu procedur awaryjnych wraz ze swoimi kolejnymi progami doświadczeń. Można wyciągnąć wnioski z niektórych katastrof, że procedura podjęta była za nisko, brak RSL zadziałał niekorzystnie. Nie wiem, ale jest to możliwe, że doświadczony skoczek wyciągnął uchwyt z prawej strony i zaczął poszukiwać uchwytu od zapasu.
W moim przekonaniu tylko jedna jest rozwojowa, zaś jedna jest drogą "po łebkach".
Gdy osiągamy w naszej awarii wysokość podjęcia decyzji o odczepieniu czaszy głównej i uruchomieniu zapasu działamy w sytuacji skrajnie stresującej. Chyba nawet dużo bardziej stresującej niż pierwszy skok z samolotu.Jeśli mamy za sobą gruntowny trening naziemny nasz mózg odsuwa troszkę na bok świadomość i realizuje plan ratowania człowieka (wraz z jego świadomością).
To troszkę tak jak w pierwszych poślizgach samochodu, pamiętamy, że kręciliśmy kierownicą, coś się działo, pobujało i jakoś wyszliśmy z tego poślizgu. Tak, o ile wcześniej bawiliśmy się w zaciąganie ręcznego na dużych, śliskich powierzchniach. Umiejętności psychomotoryczne są dużo głębsze i dużo sprawniejsze niż kalkulowana reakcja dowodzona przez świadomość.
Do sedna.
Są dwie metody postępowania:
Pierwsza metoda, to złapanie oburącz uchwytu z prawej strony, utrzymanie kontaktu wzrokowego z uchwytem z lewej strony. Wyrwanie uchwytu z prawej strony, złapanie tego z lewej i wyrwanie go. Nazwijmy tą metodę RSL friendly. Czyli instruktor wie, że jak student w awarii wyrwie uchwyt z prawej strony to resztę za niego zrobi RSL. Nie trzeba się za bardzo wysilać i za bardzo studentowi komplikować. Taka metoda byłaby akceptowalna dla kursantów, o których wiadomo, że już nigdy nie wrócą do skakania. Że nie trzeba ich będzie kiedyś uczyć metody drugiej.Druga metoda to zlokalizowanie uchwytu z prawej strony i chwycenie go prawą dłonią, zlokalizowanie uchwytu z lewej strony i chwycenie go, wyciągnięcie uchwytu z prawej a następnie z lewej strony. To metoda, która jest uniwersalna na wszystkie spadochrony, z RSL lub bez niego.
Nic nie jest czarne nic nie jest białe, działamy w obszarach szarości.
Zalety metody pierwszej:
- Jest szybsza - zanim złapiemy uchwyt zapasu już zaczęliśmy procedurę,
- Jest prostsza dla początkujących - nie muszą myśleć o czasie pomiędzy wyrwaniem prawego a lewego uchwytu,
Zalety metody drugiej:
- Jest bardziej uniwersalna - odpowiada całemu procesowi szkolenia, nie trzeba przeszkalać skoczka na inny sposób postępowania,
- Ten sposób szkolenia nie grozi błędnymi reakcjami, gdy skoczek będzie już doświadczony, gdy będzie otwierał główny spadochron niżej i gdy mniejszy spadochron nie będzie tak wolno tracić wysokości podczas awarii
- Ten sposób szkolenia utrwala dobre położenie kciuka w uchwycie od zapasu - redukuje więc zagrożenie małpiego chwytu i wysunięcia się uchwytu z dłoni podczas awarii,
Wady metody pierwszej:
- Stanowi zagrożenie dla skoczków, którzy nie używają RSL. Uprząż po odczepieniu czaszy luzuje się i uchwyt od zapasu przemieszcza się,
- Zagrożenie stanowi też próba złapania oburącz uchwytu od zapasu, niewątpliwie czas pomiędzy wyrwaniem uchwytu z prawej a lokalizacją i wyrwaniem uchwytu z lewej może być dłuższy niż przy metodzie drugiej,
Wady metody drugiej:
- W przypadku zaopatrzenia w RSL druga metoda jest troszkę wolniejsza od pierwszej,
- Niedbałe trzymanie uchwytu od odczepiania może spowodować, że skoczkowi wymsknie się z dłoni a dobrze trzymany uchwyt od zapasu zostanie prawidłowo wyrwany.
Moim zdaniem między bajki można włożyć dwie "zalety" metody pierwsze. Pierwsza bajka dotyczy uniknięcia pomyłki, który uchwyt wyrwać pierwszy. Jeśli komuś się myli to mu się myli i nie ważne, czy trzyma oba, czy tylko jeden uchwyt.
Po drugie, że chwyt obiema dłońmi jest mocniejszy i pewniejszy. To jest taka pół bajka. Faktycznie chwyt prawą dłonią i pchanie w dół lewą ręką wzmacnia siłę wyrywania zawleczki. Ale prostsze jest wykręcenie od dołu rzepa od uchwytu odczepiania. Wtedy zostają tylko opory żółtych kabli na pętelce i w bowdenach.
Warto się zastanowić, czy szkolenie metodą pierwszą nie jest zagrożeniem dla doświadczonych skoczków, którzy nie praktykują treningu procedur awaryjnych wraz ze swoimi kolejnymi progami doświadczeń. Można wyciągnąć wnioski z niektórych katastrof, że procedura podjęta była za nisko, brak RSL zadziałał niekorzystnie. Nie wiem, ale jest to możliwe, że doświadczony skoczek wyciągnął uchwyt z prawej strony i zaczął poszukiwać uchwytu od zapasu.
Komentarze
Prześlij komentarz