Przejdź do głównej zawartości

Nie dygaj młody - biało czerwony pudel Cz11

Ministerstwo sztuki ostrzegło mnie, żeby nic nie pisać o tym, co było w poprzednim odcinku bo ludzie nie chcą tam potem zaglądać. W poprzednim odcinku było właśnie to, a za to teraz...

Leon biegł ze spadochronem przerzuconym przez ramię za małym samolotem, który śmiesznie się kiwał po trawie. Niezdarnie podskakiwał, lecz cały czas się oddalał od niego. W pewnym momencie Leon się potknął, plecak się zsunął, wypadło z niego nadgryzione jabłko i jakiś batonik. Leon przeraził się, teraz na pewno nie dogoni samolotu. Spojrzał za nim tęsknie ale zamiast rozpoznawalnego kształtu nieznanej mu marki było coś zupełnie innego. Coś, co wcale się nie oddalało.


Przed nim stał pokaźny, biało czerwony pudel. Różnił się od normalnego pudla, nie tylko ubarwieniem. Łapy miał masywne, takie pokryte białymi piórami, widać było też grube, orle szpony. Błyszczały srodze, na pewno były zrobione ze szczerego złota. Ogon też był orli. Za to głowa była nie pudla i nie orła. To była twarz kobieca, skądś mu znana, na prawym policzku widać było dwa nacięcia, twarz była smutna a na głowie korona i taka jasność wokoło. Miłym, niskim, kobiecym głosem postać przemówiła zaciągając mocno.
- Cierpliwościi młodyj, cierpliwościi. Jeszcio nadejdzie twoji wriemia.
Postać odwróciła się, rozłożyła skrzydła, których na pewno wcześnie nie było. Łapy z ciężkimi pazurami zagrzebały po trawie, skrzydła zaświstały i stwór wystartował. Korona połyskiwała w słońcu. Postać nawróciła w powietrzu i przeszła do lotu koszącego, twarz nie była już smutna ale zacięta, korona - taka jak u Chrobrego na znaczkach pocztowych stanowiła groźny oręż. Postać wyła silnikami, których przecież wcześniej nie było i nurkowała na niego
-aaaa- wyrwało się Leonowi. Krzyk go przeniósł do pomieszczenia z łuszczącą się farbą na suficie i zielonkawą, olejną lamperią na ścianach.
- i czego krzyczy, uspokoi się - powiedziała osoba w białym fartuchu.

Leona aż tyrpnęło na łóżku. To była kobieta łudząco podobna do dzwonnika z Notre Dame. Nie, to nie może być, on doznał snu w śnie. Tak jak w Incepcji. On się jeszcze nie obudził.
- i co się tak patrzy. Pielęgniarki nie widział? - powiedziała postać.
- pozdrowienia od Mietka, od synka mojego. No już tak się nie patrzy jakby anioła widział, no już
Mama Mietka. Uff. Ale co on tutaj robi.
Odtwarzał sobie fragmenty przeszłości. Umysł sprawnie sklejał odłamki tworząc jakiś atrakcyjny plan. Czy prawdziwy, czy też nie, tego nie wie nikt. Tak to już jest ze świadomością, że na bieżąco nas skutecznie okłamuje.
Skok, drugi. Twarde lądowanie. Ziemia kopnęła go wrednie.
Rany. Noga w gipsie!
- nie martwi się, nie martwi, to tylko tak dla szpitala - powiedziała mama Mietka.
- punkty ortopedyczne zostały, to zagipsowali, noga dobra jest - uspokajała. Miła kobieta.
- badają co tak mdleje, cukier słaby, oj słaby
Leon zobaczył plasterek na zgięciu łokciowym, spod niego zaś wystawał jakiś plastik, jakiś wężyk i wężyk prowadził do butelki zawieszonej obok. Na wężyku była rolka a butelka miała taki dzióbek i tam sobie kapały kropelki czegoś, co płynęło potem wężykiem do zgięcia.
Ale się wpakowałem. Ale mi matula nawkłada, martwił się Leon.

Zamknął oczy na chwilę, bo taki zmęczony był. A może to coś w tej butelce?
Gdy znowu je otworzył był niemal pewien, że to znowu sen. Przy łóżku była Mysza. Jak ona się na niego patrzyła. Żeby tylko w nic się teraz nie zamieniała. Niech ta chwila trwa. Nawet nie będzie się do niej odzywać, bo może to wszystko minąć, może prysnąć.
- jak się czujesz Leon? - zapytała zatroskana. To nie było na pokaz, ona się faktycznie interesowała. Może to jednak nie była jego fantazja. Zaczął się łamać. No i po 0,2 sekundy już się złamał.
- teraz dobrze...teraz to naprawdę dobrze - powiedział
- ale fajnie cię widzieć, dziękuję

CDNastąpił

Komentarze

  1. Tyle czasu musieliśmy czekać na ciąg dalszy, a to "takie klutkie"?! :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andrzej, po trzech dniach za kierownicą napisałem tak awaryjnie troszkę ;) Dziś będzie więcej

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Samolot An-2

An-2 to dwupłatowy samolot wielozadaniowy klasy STOL (Short Take Off and Landing). Długość drogi rozbiegu i dobiegu to około 200 metrów. Antek wyposażony jest w gwiazdowy silnik wolnossący, któremu mocy na małych wysokościach wystarcza do przewożenia niemal dwóch ton balastu. Jednak wraz ze wzrostem wysokości, gdy spada ciśnienie powietrza, brak wystarczającej ilości tlenu dusi koniki mechaniczne z początkowej wartości 1000.

Wypadek Pabla

Nie mogę pozbierać myśli. Może pisanie jakoś się do tego przyczyni. Pablo dziś zginął podczas skoku tandemowego. Poznałem go na wyjeździe do Hiszpanii kilkanaście lat temu, gdy robił ze mną swój AFF. Zawsze uśmiechnięty, pełen energii, sypiący dobrej jakości dowcipami jak z rękawa. Podczas szkolenia nie szło mu świetnie, jeden z moich palców nadal jest wykrzywiony po tym, jak łapałem go z obrotów. Zaskoczył mnie wtedy swoją postawą. W żaden sposób nie załamywał się, nie biadolił tylko trenował na ziemi i skakał aż wyszło mu tak, jak tego chciał. Potem miałem okazję przekonać się, że taki miał charakter. Poznałem go jako uporządkowanego i bardzo zadaniowego człowieka. Skrupulatnie realizował swoje zamierzenia. Kilka lat później nauczyłem go jak skakać w tandemie. Na tandemie zakończyło się jego życie. Żona, dwoje małych dzieci. Młody człowiek, więc najpewniej też rodzice. Mama, dzień mamy. Wiem, że los dopada na przeróżne sposoby. Wypadki komunikacyjne, choroby. Co komu pisan...

Skoki na linę tzw static line

Dziwnie brzmi dla skoczka określenie skoki na linę. Tak jakby ktoś wskakiwał na linę. To nieco przestarzałe określenie wiąże się z nieco przestarzałą metodą szkolenia. Owszem nadal szkolenie podstawowe metodą static line jest uprawiane ale wiąże się to zwykle z faktem posiadania samolotu z silnikiem tłokowym, który nie daje rady wdrapać się na porządną wysokość. Static Line to skoki z małych wysokośc, pozostałość po wojskowych desantach Skoki na linę to tradycja komandosów . W ramach działań operacyjnych duża liczba desantowców musiała być wyrzucona w krótkim czasie z możliwie najniższej wysokości. Dlatego wyposażeni byli w spadochrony z systemem natychmiastowego otwarcia. Ten system opierał się w swej konstrukcji na linie statycznej. Stalowa, cienka linka w osłonie z brezentu, połączona z taśmą tekstylną prowadziła zazwyczaj do pokrowca spadochronu głównego. Podłączona przez wyrzucającego do grubszej, rozpiętej na pokładzie liny specjalną klamrą zaczynała swoją pracę, gdy de...