W poprzednim odcinku Zdzichu przeleciał blondynkę. Miał się właśnie zająć przygotowaniem Leona do skoku, gdy...
...przypomniał sobie, że ma jeszcze jedna dziewczynę do wyskoczenia w tandemie. Podrapał się po głowie w sposób filmowy. Wszyscy obserwujący go musieli być teraz pewni, że pan instruktor myśli. Pomyślał, pomyślał i wyemitował z siebie mądrość.
- Mysza, jak ogarniesz tandem to pokaż młodemu spadochrony, niech się uczy coś
- Już mu trochę tłumaczyłam - odpowiedziała ulubienica Leona, robiąc coś przy dużym spadochronie Zdzicha.
- A to dobrze, dobrze. To potłumacz jeszcze trochę a ja się zajmę tą miłą damą
Miła dama była zdrowo wystraszona. Trudno powiedzieć, czy to przez lądowanie, czy to przez nieustępującą bladość lica blondynki numer 1.
Bardzo dojrzała kiełbasa krakowska trzymała zaciśnięte pięści na miejscu, gdzie normalnie zbudowane kobiety mają biodra. W jakiś cudowny sposób pięści te nie obsuwały się w dół, choć nie miały na czym się zatrzymać. Ewidentnie świętowała jakiś sukces, mina była butna i pewna siebie.
- No i co, nie mówiłam? Baśka jebła w ziemię jak wór z kartoflami, teraz chodzi i stęka, a tobie nadal po głowie chodzą te głupie pomysły? - Serdel wysunął do przodu głowę, ale tak specyficznie jak szufladę. Z boku wyglądało to nawet groźnie, tylko wzrost siedzącego psa i spuchnięta postura nadawały bardziej komiczny niż tragiczny charakter babskiej draki.
Baśka już bez uprzęży i ze zdjętą górą kombinezonu chodziła niepewnie, ciut skołowana i nadal blada. Gdy schylała się, aby zsunąć nogawki ubrania skoczków stęknęła, wyprostowała się trochę i techniką pingwina transportującego jajo na łapach, przeniosła się na kanapę. Chwilę posiedziała i dopiero zaczęła kolejną rundę nierównej, bolesnej walki z nogawkami. Serdel szedł za ciosem:
- Tyle kasy głupia wydajesz, i co? Tak teraz ci fajnie? Można było jakiś ciuch sobie kupić a nie wywalać piniądze (tak, tak właśnie powiedziała, Leon zwrócił uwagę, iż powiedziała PIniądze) w powietrze? Jeszcze do lekarza trzeba będzie pojechać.
Na hasło "do lekarza" Zdzichu zareagował zdecydowanym dygnięciem. Odwrócił się i nastawił ucha, co się dzieje w jego namiocie - szkole.
- Pani szanowna się nie przejmuje - Pojednawczo zagadał do kiełbasy krakowskiej.
- To jest normalna sprawa nieraz bardziej twardo wylądować, to skoki spadochronowe są, to jest adrenalina. Niech czuje dziewczyna, że żyje. Poboli trochę i przestanie. Każdy tak miał.
Zapewniam.
Grubsza i krótsza niż ustawa przewiduje nie wydawała się udobruchana. Baśka zaś oparła się o kanapę i leżała jak skóra z węża gumowego. Odchyliła głowę do tyłu i odpoczywała w pozycji "na popielniczkę".
Szatan nie kogut, pomyślało się Leonowi o Panu Zdzisławie. Ależ on ją przeleciał, po prostu leży młoda i kwiczy. Czad.
Druga blondynka już nie była taka radosna. A i Zdzich był jakby bardziej spięty. Nawet nie klepnął jej w tyłek, choć nie był wcale gorszy od poprzedniego. Najważniejszą taśmę też sprawdzał bez takiego zaangażowania.
W tym czasie powinien przecież już być Mietek i nagrywać to przygotowanie. Tak pamiętał Leon. Mietek zaiste pojawił się i coś szepnął na ucho Zdzichowi. Temu ostatniemu ramiona opadły troszkę w dół. Popatrzył na Miecia a ten spuścił wzrok i całą swoją postawą przypominał kundla, który pogryzł panu kapeć i teraz czeka na nieuniknioną karę.
- Sam jej to powiedz - burknął Zdzich i poszedł zabrać kombinezon spod nóg bladej popielniczki.
Łysienie typu męskiego było aż zbyt dobrze widoczne dla Leona, w którego stronę instruktor pochylał się, podnosząc ubranie dla drugiej blondynki. Ciekawe ile on ma lat? Zastanawiał się Leon, gdy "on" podawał już ciuch milczącej blondynce numer dwa.
Widać było, że w szoku dziewczę nie za bardzo wie, jak ma założyć jednoczęściowy kombinezon. Zdzichu pomógł jej informując, że suwakiem do przodu.
- Bo, tego, jakby to powiedzieć...- jąkał się Mietek podchodząc do Baśki, która choć miała fajny biust, to teraz wyglądała już zupełnie mało atrakcyjnie (Leon doświadczał zapewne relatywizmu oceny stopnia piękna, stawał się z każdą chwilą bardziej bezkrytyczny dla Myszy a znajdywał coraz więcej wad u reszty kobiet).
- ...kawałek filmu ze skoku się wziął był i nie nagrał..- Mietek wydukał a Baśka zamknęła usta i zaczęła się mu przyglądać tak, jakby go widziała pierwszy raz w życiu.
- Ale o czym pan mówi? Jak to się nie nagrał?
- No ładnie, ładnie, a nie mówiłam, że to pachciarze? - znalazła dobry moment na wtrącenie swoich 3 (słownie trzech) groszy. Teraz głowa odchyliła się do tyłu doskonale ukazując potężne dziurki w nosie. To był czas cichego do tej pory aktora. To był moment, gdy demony lęków znalazły pożywkę i mogły dobrać się do dupy zbolałym liderom przygody.
- Nie dość, że walą tobą jak torbą o ziemię to filmu nie zrobili, a za co ja płacę? Ja się dopytuję, za co ja płacę? To nie są małe pieniążki, miał być film, i co? - kiełbasa atakowała a dzwonnik coraz bardziej wyglądał jak zbity kundel. Spojrzał na Zdzicha, wypatrując pomocy ale tamten jakby plecami specjalnie do tego wzroku się bardziej odwrócił.
- No bo psze pań, to jest duża wysokość, to ciśnienie i ta temperatura..no i ta kamera nie ma gwarancji, ona może nie działać..no i tylko kawałka nie nagrała...- jąkał się Mietek.
- Którego? - zapytała zrezygnowanym głosem Baśka.
- No..ee..tego ze swobodnego spadania. Ale mam całe przygotowanie i mam lądowanie! No i mam zdjęcia to mogę zrobić taki montaż, będzie super, obiecuję - dzwonnik z Notre Dame jakby się ożywił i wyprostował. Baśka osunęła się znowu, najpierw stęknęła a potem wróciła do medytacji "na popielniczkę"
- No to będzie jakaś chyba zniżka za tą wpadkę, co? - To znowu odezwał się kaczan. Jak Leon jej już nie lubił, co za hiena. Widać, że instruktorzy ze Skygrzmot przejmują się, z sercem na dłoni, kamera mogła nie zadziałać, a ta już te piniądze i piniądze.
Nie wytrzymał już dłużej przy tej okropnej babie, chyłkiem przesmyknął się w stronę dziewczyny z wytatuowanym słoneczkiem na lewej piersi słoneczku. To znaczy po prawej stronie, z punktu widzenia Leona, który właśnie wpatrywał się nie tylko w to słoneczko, gdy Mysza zauważyła jego wzrok. Spojrzał na nią i zrobiło mu się głupio. Normalnie to pewnie coś by odpowiedział, może nawet po kozacku, tak żeby pokazać, że kontroluje rzeczywistość. Najwyraźniej jednak nie kontrolował, nie wiedział nie tylko co powiedzieć, ale zapomniał nawet, po co się przesmyknął w do części namiotu zajmowanej przez Myszę nad wielkim spadochronem Zdzicha.
- Choć już tu kręcić - usłyszał Leon głos Zdzicha nawołującego Mietka do pracy. Mysza przykucnęła przy spadochronie to i Leon przykucnął. Naśladowanie jest podstawową formą komunikacji - tak mówiła mu jedna z psycholożek na zajęciach terapeutycznych. Zapamiętał to. Parę jeszcze rzeczy też.
W tym czasie, niczym w "Weselu" Wyspiańskiego, podjechali w stronę stojaka na spadochrony Zdzisiek i Mietek.
- Słuchaj łajzo - szeptał wkurzony Zdzichu
- Zajmij się kamerowaniem a nie podrywaniem, ja się dupencją zaopiekuję, ty rób film. Będziesz miał papiery tandempilota to będziesz sobie bajerować. Jak się będziesz lansować i zapominać włączać kamery, to będziemy musieli kasę zwracać -
Mietek nic. Milczał jak egipski grobowiec.
- A jak będę musiał coś oddać tej lampucerze, to potrącę z twoich pieniędzy. Dupę w troki i do roboty! - Skwitował Pan Zdzisław a Mietek szurnął jak w kreskówce. Najpierw nogi, potem tułów, potem głowa a na końcu dziwna fryzura.
Ale to jest gość. Ale on trzyma ekipę za mordę. Czad. Czad już po raz kolejny Leonowi przyszedł do głowy i zaczął przypominać sobie, czym w zasadzie jest ten czad. Gdy tak myślał Mysza coś znowu gadała o sprzęcie. Coś pokazywała, nawet jakiś uchwyt z białą linką trzymał i szarpał. Ale nie miał pojęcia ani co to jest, ani po co to szarpie. Bo płynnie od czadu jego uwaga znowu prześliznęła się na posiadaczkę mysich ogonków, która w tej bliskości pachniała Leonowi nieznośnie pięknie
CD tutaj
...przypomniał sobie, że ma jeszcze jedna dziewczynę do wyskoczenia w tandemie. Podrapał się po głowie w sposób filmowy. Wszyscy obserwujący go musieli być teraz pewni, że pan instruktor myśli. Pomyślał, pomyślał i wyemitował z siebie mądrość.
- Mysza, jak ogarniesz tandem to pokaż młodemu spadochrony, niech się uczy coś
- Już mu trochę tłumaczyłam - odpowiedziała ulubienica Leona, robiąc coś przy dużym spadochronie Zdzicha.
- A to dobrze, dobrze. To potłumacz jeszcze trochę a ja się zajmę tą miłą damą
Miła dama była zdrowo wystraszona. Trudno powiedzieć, czy to przez lądowanie, czy to przez nieustępującą bladość lica blondynki numer 1.
Bardzo dojrzała kiełbasa krakowska trzymała zaciśnięte pięści na miejscu, gdzie normalnie zbudowane kobiety mają biodra. W jakiś cudowny sposób pięści te nie obsuwały się w dół, choć nie miały na czym się zatrzymać. Ewidentnie świętowała jakiś sukces, mina była butna i pewna siebie.
- No i co, nie mówiłam? Baśka jebła w ziemię jak wór z kartoflami, teraz chodzi i stęka, a tobie nadal po głowie chodzą te głupie pomysły? - Serdel wysunął do przodu głowę, ale tak specyficznie jak szufladę. Z boku wyglądało to nawet groźnie, tylko wzrost siedzącego psa i spuchnięta postura nadawały bardziej komiczny niż tragiczny charakter babskiej draki.
Baśka już bez uprzęży i ze zdjętą górą kombinezonu chodziła niepewnie, ciut skołowana i nadal blada. Gdy schylała się, aby zsunąć nogawki ubrania skoczków stęknęła, wyprostowała się trochę i techniką pingwina transportującego jajo na łapach, przeniosła się na kanapę. Chwilę posiedziała i dopiero zaczęła kolejną rundę nierównej, bolesnej walki z nogawkami. Serdel szedł za ciosem:
- Tyle kasy głupia wydajesz, i co? Tak teraz ci fajnie? Można było jakiś ciuch sobie kupić a nie wywalać piniądze (tak, tak właśnie powiedziała, Leon zwrócił uwagę, iż powiedziała PIniądze) w powietrze? Jeszcze do lekarza trzeba będzie pojechać.
Na hasło "do lekarza" Zdzichu zareagował zdecydowanym dygnięciem. Odwrócił się i nastawił ucha, co się dzieje w jego namiocie - szkole.
- Pani szanowna się nie przejmuje - Pojednawczo zagadał do kiełbasy krakowskiej.
- To jest normalna sprawa nieraz bardziej twardo wylądować, to skoki spadochronowe są, to jest adrenalina. Niech czuje dziewczyna, że żyje. Poboli trochę i przestanie. Każdy tak miał.
Zapewniam.
Grubsza i krótsza niż ustawa przewiduje nie wydawała się udobruchana. Baśka zaś oparła się o kanapę i leżała jak skóra z węża gumowego. Odchyliła głowę do tyłu i odpoczywała w pozycji "na popielniczkę".
Szatan nie kogut, pomyślało się Leonowi o Panu Zdzisławie. Ależ on ją przeleciał, po prostu leży młoda i kwiczy. Czad.
Druga blondynka już nie była taka radosna. A i Zdzich był jakby bardziej spięty. Nawet nie klepnął jej w tyłek, choć nie był wcale gorszy od poprzedniego. Najważniejszą taśmę też sprawdzał bez takiego zaangażowania.
W tym czasie powinien przecież już być Mietek i nagrywać to przygotowanie. Tak pamiętał Leon. Mietek zaiste pojawił się i coś szepnął na ucho Zdzichowi. Temu ostatniemu ramiona opadły troszkę w dół. Popatrzył na Miecia a ten spuścił wzrok i całą swoją postawą przypominał kundla, który pogryzł panu kapeć i teraz czeka na nieuniknioną karę.
- Sam jej to powiedz - burknął Zdzich i poszedł zabrać kombinezon spod nóg bladej popielniczki.
Łysienie typu męskiego było aż zbyt dobrze widoczne dla Leona, w którego stronę instruktor pochylał się, podnosząc ubranie dla drugiej blondynki. Ciekawe ile on ma lat? Zastanawiał się Leon, gdy "on" podawał już ciuch milczącej blondynce numer dwa.
Widać było, że w szoku dziewczę nie za bardzo wie, jak ma założyć jednoczęściowy kombinezon. Zdzichu pomógł jej informując, że suwakiem do przodu.
- Bo, tego, jakby to powiedzieć...- jąkał się Mietek podchodząc do Baśki, która choć miała fajny biust, to teraz wyglądała już zupełnie mało atrakcyjnie (Leon doświadczał zapewne relatywizmu oceny stopnia piękna, stawał się z każdą chwilą bardziej bezkrytyczny dla Myszy a znajdywał coraz więcej wad u reszty kobiet).
- ...kawałek filmu ze skoku się wziął był i nie nagrał..- Mietek wydukał a Baśka zamknęła usta i zaczęła się mu przyglądać tak, jakby go widziała pierwszy raz w życiu.
- Ale o czym pan mówi? Jak to się nie nagrał?
- No ładnie, ładnie, a nie mówiłam, że to pachciarze? - znalazła dobry moment na wtrącenie swoich 3 (słownie trzech) groszy. Teraz głowa odchyliła się do tyłu doskonale ukazując potężne dziurki w nosie. To był czas cichego do tej pory aktora. To był moment, gdy demony lęków znalazły pożywkę i mogły dobrać się do dupy zbolałym liderom przygody.
- Nie dość, że walą tobą jak torbą o ziemię to filmu nie zrobili, a za co ja płacę? Ja się dopytuję, za co ja płacę? To nie są małe pieniążki, miał być film, i co? - kiełbasa atakowała a dzwonnik coraz bardziej wyglądał jak zbity kundel. Spojrzał na Zdzicha, wypatrując pomocy ale tamten jakby plecami specjalnie do tego wzroku się bardziej odwrócił.
- No bo psze pań, to jest duża wysokość, to ciśnienie i ta temperatura..no i ta kamera nie ma gwarancji, ona może nie działać..no i tylko kawałka nie nagrała...- jąkał się Mietek.
- Którego? - zapytała zrezygnowanym głosem Baśka.
- No..ee..tego ze swobodnego spadania. Ale mam całe przygotowanie i mam lądowanie! No i mam zdjęcia to mogę zrobić taki montaż, będzie super, obiecuję - dzwonnik z Notre Dame jakby się ożywił i wyprostował. Baśka osunęła się znowu, najpierw stęknęła a potem wróciła do medytacji "na popielniczkę"
- No to będzie jakaś chyba zniżka za tą wpadkę, co? - To znowu odezwał się kaczan. Jak Leon jej już nie lubił, co za hiena. Widać, że instruktorzy ze Skygrzmot przejmują się, z sercem na dłoni, kamera mogła nie zadziałać, a ta już te piniądze i piniądze.
Nie wytrzymał już dłużej przy tej okropnej babie, chyłkiem przesmyknął się w stronę dziewczyny z wytatuowanym słoneczkiem na lewej piersi słoneczku. To znaczy po prawej stronie, z punktu widzenia Leona, który właśnie wpatrywał się nie tylko w to słoneczko, gdy Mysza zauważyła jego wzrok. Spojrzał na nią i zrobiło mu się głupio. Normalnie to pewnie coś by odpowiedział, może nawet po kozacku, tak żeby pokazać, że kontroluje rzeczywistość. Najwyraźniej jednak nie kontrolował, nie wiedział nie tylko co powiedzieć, ale zapomniał nawet, po co się przesmyknął w do części namiotu zajmowanej przez Myszę nad wielkim spadochronem Zdzicha.
- Choć już tu kręcić - usłyszał Leon głos Zdzicha nawołującego Mietka do pracy. Mysza przykucnęła przy spadochronie to i Leon przykucnął. Naśladowanie jest podstawową formą komunikacji - tak mówiła mu jedna z psycholożek na zajęciach terapeutycznych. Zapamiętał to. Parę jeszcze rzeczy też.
W tym czasie, niczym w "Weselu" Wyspiańskiego, podjechali w stronę stojaka na spadochrony Zdzisiek i Mietek.
- Słuchaj łajzo - szeptał wkurzony Zdzichu
- Zajmij się kamerowaniem a nie podrywaniem, ja się dupencją zaopiekuję, ty rób film. Będziesz miał papiery tandempilota to będziesz sobie bajerować. Jak się będziesz lansować i zapominać włączać kamery, to będziemy musieli kasę zwracać -
Mietek nic. Milczał jak egipski grobowiec.
- A jak będę musiał coś oddać tej lampucerze, to potrącę z twoich pieniędzy. Dupę w troki i do roboty! - Skwitował Pan Zdzisław a Mietek szurnął jak w kreskówce. Najpierw nogi, potem tułów, potem głowa a na końcu dziwna fryzura.
Ale to jest gość. Ale on trzyma ekipę za mordę. Czad. Czad już po raz kolejny Leonowi przyszedł do głowy i zaczął przypominać sobie, czym w zasadzie jest ten czad. Gdy tak myślał Mysza coś znowu gadała o sprzęcie. Coś pokazywała, nawet jakiś uchwyt z białą linką trzymał i szarpał. Ale nie miał pojęcia ani co to jest, ani po co to szarpie. Bo płynnie od czadu jego uwaga znowu prześliznęła się na posiadaczkę mysich ogonków, która w tej bliskości pachniała Leonowi nieznośnie pięknie
CD tutaj
Komentarze
Prześlij komentarz