Przejdź do głównej zawartości

Nie dygaj młody - ruda Lalka Cz7

W poprzednim odcinku Mietek odwalił babola. Kiełbasa krakowska miała więc swoje pięć minut. Leon popadł w hipnotyczny stan zamiast uczyć się od Myszy

Ależ czas mknie szybko, gdy jest przyjemnie. Einstein z jego teorią względności na pewno był zakochany, gdy wymyślał te wiekopomne idee. Leon nic nie wymyślał. Chyba nie myślał, co wśród nastolatków jest sprawą normalną. Problem jednak w tym, że on nastolatkiem nie był a nadal łatwo wpadał w stan bezmyślności.
Tym razem jednak wszystko było uzasadnione. Mysza. Nadal nie wiedział jak ona ma na imię. Jak ona się poruszała, jakie miała ładne dłonie. Spadochron, który układała nie interesował go wcale. Był zamazany i nieostry. Można powiedzieć, że nie istniał, choć chyba powinien. Leon miał przecież skoczyć.
Troszkę zmąciły mu się priorytety. Piramida Maslowa dała o sobie znać.
Gdzieś z dala dochodziły ciągłe, agresywne przysrywki tej brzydkiej baby pod adresem bohaterskiego Mietka.
Zdzicha nie było słychać wcale, jakoś tak w ciszy przygotowywał do skoku blondynkę o drugim numerze startowym.


Tymczasem na kameralnej scenie namiotu szkoły Skygrzmot pojawiły się trzy postaci. Jedna, już znana Leonowi - Czacha, oraz dwie zupełnie nowiutkie.
- hej przystojniaki - zawołała ruda, wysoka dziewczyna o ciut krzywych nogach. Ten delikatny defekt był doskonale widoczny z powodu niefortunnie dobranego ubrania. Spodnie rurki niewątpliwie bardzo ładnie eksponowały to i owo ale nogi nie były zaprezentowane optymalnie. Dziewczyna jednak mogła być uznana za atrakcyjną, gdyby nie to, że Leonowe serce już chyba było zajęte doszczętnie. 
- siema - zagaił towarzysz rudej. Był niższy, przysadzisty, miał dżinsową, jasną bluzę z kunsztownie porobionymi przetarciami i masę kolorowych naszywek oraz znaczków. Cudak ruszał się jakby miał we krwi jakieś dragi. Chodziły mu ramiona, poprawiał głowę i przestępował z nogi na nogę.
Z odpowiedzi Mietka Leon wyłowił, że ruda miała dość niepospolitą ksywę Lalka a nadpobudliwy to był Schmidt - czy jakoś tak. Może Sznyt. Zabrzmiało jakoś w ten deseń.
- hej Kasia - zwróciła się Lalka do Myszy. Kasia...rany, pasowało idealnie do niej. To ona nazywa się Kasia.

Lalka podeszła zdecydowanym krokiem do Skyzdzicha i dała mu buziaka. Leon nie był pewien, czy to co zobaczył, było prawdą bo wyglądało na to, że Lalka przy tym buziaku złapała pana instruktora za dupsko. To nie mogło być prawdą, pewnie tak się tylko przytuliła. Trochę w swoim zachowaniu była wyzywająca i nie pałał do niej Leon zbytnią sympatią - już od pierwszego wejrzenia.
- a co to za ciacho? - zapytała Kasię Lalka. Chodziło najwyraźniej o niego. Nie spodziewał się, że zostanie nazwany ciachem. Trochę głupio się poczuł w tym momencie, toż to jakiś przejaw seksizmu. Zrozumiałe jest, że dziewczynę można roboczo nazywać dupą, czasem świnią lub podobnie ale żeby mężczyznę tak od ciacha wyzywać to się nie godziło.
Tymczasem Lalka zmierzyła go wzrokiem, od którego poczuł się jeszcze bardziej głupio. Wzrok był porównywalny do spojrzenia rolnika, który kupuje nowego konia na targu. Brakowało tylko, aby podeszła i sprawdziła mu stan uzębienia.
Głupia dupa, pomyślał poetycko Leon i zaraz zrobiło mu się lżej na duszy. Wrócił do obserwacji Kasi, już niemal jego Kasi. Choć Kasia chyba nie miała żadnego pojęcia na ten temat.

- Szefie, będzie można dzisiaj sobie skoczyć? - zagaiła Lalka do Zdzicha.
- Teraz to się goń na szczaw! Jak trzeba było układalnię ogarnąć i samolot przygotować to żywej duszy  nie było. Jak samolot zawarczał to już się pojawili amatorzy kwaśnych jabłek - celnie odpowiedział pan instruktor amatorom kwaśnych jabłek.
- A nie da się teraz jakoś tego załatwić? - drążyła temat ruda. Ton, postawa i opięte rurki wyrażały co najmniej dwuznaczną, jak nie trzyznaczą propozycję. Zdzich tylko rzucił okiem i nie dając po sobie znać, ani nie zaszczycając Lalki odpowiedzią, w ciszy sprawdzał najważniejszą taśmę uprzęży założonej na przerażoną blondynkę.
- Lalka, ze mną możesz coś załatwić - zarechotał wyjątkowo obrzydliwie Mietek
- Wal się - odparowała bez wahania Lalka wpatrując się w Zdzisława.
- Ogarnijcie sobie sprzęt i za 15 minut lecimy - bez emocji powiedział Skyzdzich
Dwójka podskoczyła w stronę stojaków. 
- Ale po skokach sprzątacie układalnię, bo na razie tylko Mysza zapierd@la jak trzeba!
- Siewie, siewie - wtrącił ciągle poruszający barkami, głową i przestępujący z nogi na nogę z niekłamaną radością słup ogłoszeniowy.
To oni skaczą. Jak Leon im zazdrościł. Taki gnom i taka..taka.. jak ona już skaczą a on nie.
- młody, jak się nazywasz - ruda zapytała, gdy była bliżej stojaka, a więc bliżej Leona i Kasi.
Zawahał się nieco, ale głupio było nie odpowiedzieć. Jego imię zabrzmiało jakoś tak niepoprawnie. Przypomniały mu się w tej samej chwili wszystkie nieprzyjemności jakie wycierpiał od swoich rówieśników w powiatowej szkole podstawowej.

Łuszcząca się farba olejna z lamperii w szatni. Lastryko wyszorowane nogami uczniów, które już nie miało takiej gładkości, smród przepoconych butów i drewniane pomazane długopisami ławki pod ścianą. Boksy rozdzielone siatką drucianą i on, którego na siłę karmią kanapką ciągle zawiniętą w papier śniadaniowy. 
Leon - sreon, jedz Leonek, jedz. Dobra kanapusia. Leonkowi zrobiła mamusia, he he.
Koszmar spowodował, że aż się zaczął pocić pod pachami, pojawiła się fala agresji, chciał przyłożyć swoim oprawcom...

Ruda aż się trochę cofnęła widząc wyraz twarzy Leona. 
- co ty, jakiś pierdolnięty jesteś? 

CD tutaj

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Samolot An-2

An-2 to dwupłatowy samolot wielozadaniowy klasy STOL (Short Take Off and Landing). Długość drogi rozbiegu i dobiegu to około 200 metrów. Antek wyposażony jest w gwiazdowy silnik wolnossący, któremu mocy na małych wysokościach wystarcza do przewożenia niemal dwóch ton balastu. Jednak wraz ze wzrostem wysokości, gdy spada ciśnienie powietrza, brak wystarczającej ilości tlenu dusi koniki mechaniczne z początkowej wartości 1000.

Wypadek Pabla

Nie mogę pozbierać myśli. Może pisanie jakoś się do tego przyczyni. Pablo dziś zginął podczas skoku tandemowego. Poznałem go na wyjeździe do Hiszpanii kilkanaście lat temu, gdy robił ze mną swój AFF. Zawsze uśmiechnięty, pełen energii, sypiący dobrej jakości dowcipami jak z rękawa. Podczas szkolenia nie szło mu świetnie, jeden z moich palców nadal jest wykrzywiony po tym, jak łapałem go z obrotów. Zaskoczył mnie wtedy swoją postawą. W żaden sposób nie załamywał się, nie biadolił tylko trenował na ziemi i skakał aż wyszło mu tak, jak tego chciał. Potem miałem okazję przekonać się, że taki miał charakter. Poznałem go jako uporządkowanego i bardzo zadaniowego człowieka. Skrupulatnie realizował swoje zamierzenia. Kilka lat później nauczyłem go jak skakać w tandemie. Na tandemie zakończyło się jego życie. Żona, dwoje małych dzieci. Młody człowiek, więc najpewniej też rodzice. Mama, dzień mamy. Wiem, że los dopada na przeróżne sposoby. Wypadki komunikacyjne, choroby. Co komu pisan...

Skoki na linę tzw static line

Dziwnie brzmi dla skoczka określenie skoki na linę. Tak jakby ktoś wskakiwał na linę. To nieco przestarzałe określenie wiąże się z nieco przestarzałą metodą szkolenia. Owszem nadal szkolenie podstawowe metodą static line jest uprawiane ale wiąże się to zwykle z faktem posiadania samolotu z silnikiem tłokowym, który nie daje rady wdrapać się na porządną wysokość. Static Line to skoki z małych wysokośc, pozostałość po wojskowych desantach Skoki na linę to tradycja komandosów . W ramach działań operacyjnych duża liczba desantowców musiała być wyrzucona w krótkim czasie z możliwie najniższej wysokości. Dlatego wyposażeni byli w spadochrony z systemem natychmiastowego otwarcia. Ten system opierał się w swej konstrukcji na linie statycznej. Stalowa, cienka linka w osłonie z brezentu, połączona z taśmą tekstylną prowadziła zazwyczaj do pokrowca spadochronu głównego. Podłączona przez wyrzucającego do grubszej, rozpiętej na pokładzie liny specjalną klamrą zaczynała swoją pracę, gdy de...