Bezpieczne rozejście skoczków po formacji
Bardzo się cieszę, kiedy ktoś opisuje zdarzenia niebezpieczne. Szczególnie jeśli NIE doprowadziły one do utraty zdrowia skoczków. Zachęcam do pisania, będę pomagał z redagowaniem tekstu, dołożę jakieś fotki informacje o autorze (jeśli będzie miał ochotę się ujawnić).Przytaczanie prawdziwych sytuacji, analiza i dyskusja uruchamia najważniejszy mechanizm bezpieczeństwa - umysł. Jeśli myślimy nad tym co robimy mamy szansę zbliżać się do większej świadomości a to ma, moim zdaniem, bezpośrednie przełożenie na bezpieczeństwo skoków spadochronowych.
Oto wieści z frontu nadesłane przez Pawła Daczkowskiego, którego miałem przyjemność kilka lat temu szkolić w Hiszpanii. Teraz jest samodzielny, zauważa zagrożenia i co godne pochwały dzieli się swoimi przemyśleniami.
Hej Iwan,
Zgodnie z obietnicą opisuję zdarzenie:
"Podczas jednego ze skoku na tak zwaną "trójkę" ustaliliśmy jego plan. Skok przebiegł bez zakłóceń i wykonaliśmy plan całkowicie.
Jednej rzeczy jednak nie omówiliśmy. Nie omówiliśmy mianowicie rozejścia. Niby "oczywista oczywistość" a jednak w miarę doświadczeni skoczkowie o tym czasem zapominają. Niewiele brakowało a mogło, w wyniku tego zaniedbania dojść do bardzo niebezpiecznej sytuacji - zderzenia i splątania czasz. Dwóch Twoich uczniów zrobiło to co do nich należy (ten drugi to Paweł Pobłocki)
Na filmie skoczka, który miał kamerę i który nie odtrackował, doskonale widać jak ja wraz z Pawłem odchodzimy w swoje strony. Z zupełnie dla nas niewiadomych przyczyn, 'kamerzysta' tego nie zrobił tylko obserwował nas a potem po prostu otworzył spadochron.
Na filmie dokładnie też widać, że tuż po otwarciu dostaje on lekkiego twista i zmienia kierunek lotu o 90 stopni. Widać też moją, otwierającą się czaszę. Kamerzysta był tak zaaferowany wolniej napełniającymi się skrajnymi komorami, że w ogóle nie popatrzył przed siebie choć miał znaczącą zmianę kierunku lotu! Powiem tylko, że przeleciał nade mną kilka metrów nie patrząc w ogóle na mnie co widać, bo głowę ma zadartą do góry. Niewiele zdążyłbym zrobić bo dopiero chwytałem za sterówki kiedy go zobaczyłem i skręciłem w prawo."
Wczoraj się z nim spotkałem i pogadaliśmy na ten temat. Przyznał w końcu mi rację chociaż na początku dosyć mętnie się tłumaczył. W każdym razie sprawę sobie wyjaśniliśmy i obiecał, że to się więcej nie powtórzy.
Ja ze swojej strony wyciągnąłem następujący wniosek: zasada ograniczonego zaufania czyli jeszcze przed otwarciem rozejrzeć się w prawo i w lewo i pod siebie (za siebie) tak na wszelki wypadek.
Pozdrawiam
Paweł
Trochę o roześciu
Rozejście formacji jest jednym z najważniejszych, o ile nawet nie najważniejszym elementem planu skoku grupowego. Czasem braki umiejętności prawidłowego rozejścia powinny krzyżować plany zabawy. Ryzyko kolizji jest zbyt duże aby pozwalać bawić się w formacje komuś, kto nie opanował techniki efektywnego odwracania się od środka formacji i trakowania, względnie lotu strzałą w zamierzonym kierunku.
Jeśli ktoś nie umie, to może i powinien się tego nauczyć.
Gorzej jeśli ktoś to umie i nie stosuje.
Różne mogą być przyczyny odstępstwa od stosowania podstawowej zasady bezpieczeństwa jaką jest rozejście formacji przed otwarciem spadochronów. Każdy uczestnik powinien wypracować sobie bezpieczną, otwartą przestrzeń a w trakcie otwierania i szybowania dalej zachować czujność.
Brak zrozumienia konieczności rozejścia trzyosobowej formacji można zrzucić poniekąd na latanie małym samolotem, na nacisk kładziony głównie na skoki tandemowe itp.
Jeśli skoczek, który ma więcej skoków nie respektuje takiej zasady, to nie znaczy, że można mu odpuścić. Tu nie chodzi o hierarchię stada, tu chodzi być może o jego zdrowie lub życie, tu chodzić może także o życie lub zdrowie każdego ze skoczków latającego w tym samym samolocie. Nie ma zgody, na naruszanie zasad bezpieczeństwa! Chcecie żyć? Zacznijcie się komunikować. Argumenty dotyczące bezpieczeństwa są bardzo proste a lekcje najczęściej poparte tragicznymi skutkami.
Komentarze
Prześlij komentarz