Przejdź do głównej zawartości

Jeszcze troszkę o zabezpieczeniach spadochronowych

W styczniowym numerze Parachutist, już niemal na samym początku, możemy znaleźć ciekawy komentarz, którego autorem jest Scott Smith - szycha USPA, bardzo doświadczony skoczek. 
Komentuje on artykuł z listopadowego wydania dotyczący rewolucyjnych wynalazków, które odmieniły nowoczesne spadochroniarstwo.
Scott przekonuje, i to bardzo skutecznie, że to nie pierwsze wynalazki, takie jak Sentinel, czy FXC dokonały mentalnej rewolucji ale Cypres. 
Pierwsze AAD nie były zanadto popularne wśród doświadczonych skoczków - nazwijmy tą grupę nie-studenci. Autor listu, zaczął swoją przygodę ze skokami w 1978 roku i pamięta dobrze czasy, gdy skoczkowie obawiali się automatów. Stanowiły one źródło lęków, czy aby nie otworzą spadochronu przedwcześnie, podczas budowania formacji. Posiadacz takiego wynalazku mógł spodziewać się samotnego skoku, właśnie ze względu na to zabezpieczenie.
Cypres, czego bym się nie spodziewał, bo w zestawieniu z autorem jestem młodziakiem, stał się przebojem ze względu na dwie swoje cechy.
Jedna to 14 godziny pracy w trybie włącz i zapomnij o problemie. Sam się kalibruje, sam sobie bada otaczające ciśnienie. Skoczek może się bawić. 
Druga, i ważniejsza, to fakt, że automat po założeniu na plecy jest niewidoczny. Zamknięty w pokrowcu, panel kontrolny zazwyczaj od strony plecowej. To urządzenie AAD mogło przebić się przez ścianę lęków, nie kłuło innych w oczy.


Czy można dziś powiedzieć, że tamci skoczkowie to byli ignoranci? Bali się nowości niczym jakiegoś zabobonu? No nie, to byli przecież doświadczeni ludzie, utwardzeni w boju, myślący o nowych rozwiązaniach. Odkrywali nowe lądy, zarówno w zakresie swobodnego spadania, latania na spadochronach jak i udoskonalania konstrukcji swoich tekstylnych zabawek.

Teraz zaś brak AAD to wyraz nadmiernego ryzykanctwa. Ba, coraz większa liczba państw zabrania wykonywania skoków bez tegoż automatu. To jest rewolucja. Przez parędziesiąt lat zmieniło się diametralnie podejście do automatu. Tak jak zmieniło się podejście do skoków. Niestety.

Pod pewnymi względami takie systemy jak RSL, AAD, MARD można porównać do faszerowania samochodów układami ABS, ESP, poduszkami powietrznymi, pasami bezpieczeństwa itp. Statystycznie, bezdyskusyjnie podnoszą one bezpieczeństwo. Ale ich działanie jest naprawdę skuteczne wtedy, gdy nie uwzględnia się ich obecności podczas procesu szkolenia.
Do czego piję. Jeśli zapięcie pasów powoduje u kierowcy zwiększenie prędkości przejazdu, jeśli obecność ABS powoduje skrócenie dystansu do poprzedzającego samochodu a ESP zwalnia z ostrożności wchodzenia w zakręty - to układy te przestają być zabezpieczeniami.
Jeśli kierowca nie jest uczony panowania nad samochodem bo ma  mieć obowiązkowo te właśnie układy, to kierowca się odmóżdża. Przestaje rozumieć, co dzieje się z nim na drodze. Zaczyna się od maleńkich braków wiedzy jak choćby, co to jest dyferencjał. Potem idzie już lawina ignorancji. Wiedza ogranicza się do koloru, ceny i mocy silnika. Jazda nie zaczyna być brawurowa dlatego, że samochód jest doskonalszy, choć oczywiście ma to pewne przeniesienie. Zaczyna być bardziej brawurowa, lub bezrefleksyjna, bezmyślna, bez wyobrażenia sobie konsekwencji z wielu powodów niesamowicie zbieżnych z problemami dotyczącymi spadochroniarstwa.
To odmóżdżający duch czasów. Szybciej, więcej, bardziej. Ale i bez refleksji, bez samodoskonalenia, bez zrozumienia procesu łączącego akcję i reakcję.

Kiedyś bez wahania optowałbym za tym, że kierowca powinien nauczyć się kontrolowania poślizgu, hamowania pulsacyjnego, rozumienia co znaczy podsterowność. Dziś mam coraz większe obawy, że moje słowa są błędnie interpretowane. Bo każda wypowiedź wygląda inaczej, gdy zmienimy jej tło. Tak jak szary kolor wygląda zupełnie inaczej na białym i na czarnym tle. Przez ostatnie kilkanaście lat zmieniło się bardzo wiele. Tło przebarwiło się. Zmieniła się filozofia skoków, postrzeganie hobby. Słowo pasja spuchło w promieniach marketingu. Zniknęła indywidualna droga rozwoju i traktowania skoków jako drogi a nie celu. Niestety.

To coraz mniej popularne ale niezależnie od tła - bezpieczeństwo i zagrożenia mają jedno źródło - to jakość wykorzystania swojego rozsądku. Nie da się uciec od odpowiedzialności za swoje życie i zdrowie. Iluzja marketingowa nie zawiedzie nas daleko, ma działać tylko w czasie wyboru kupowanego produktu. Bez refleksji, bez odpowiedzialności trzeba skakać coraz więcej, gonić niczym osioł za marchewką na kiju. Skoki nie są celem, są drogą. Bezpieczeństwo nie jest na zewnątrz, jest wewnątrz.

Komentarze

  1. Skoki nie są celem, są drogą - piekne slowa, ukazujace mi ten sport z zupelnie innej strony. Z tej strony ktorej wlasnie mi brakowalo. Dziekuje!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Samolot An-2

An-2 to dwupłatowy samolot wielozadaniowy klasy STOL (Short Take Off and Landing). Długość drogi rozbiegu i dobiegu to około 200 metrów. Antek wyposażony jest w gwiazdowy silnik wolnossący, któremu mocy na małych wysokościach wystarcza do przewożenia niemal dwóch ton balastu. Jednak wraz ze wzrostem wysokości, gdy spada ciśnienie powietrza, brak wystarczającej ilości tlenu dusi koniki mechaniczne z początkowej wartości 1000.

Wypadek Pabla

Nie mogę pozbierać myśli. Może pisanie jakoś się do tego przyczyni. Pablo dziś zginął podczas skoku tandemowego. Poznałem go na wyjeździe do Hiszpanii kilkanaście lat temu, gdy robił ze mną swój AFF. Zawsze uśmiechnięty, pełen energii, sypiący dobrej jakości dowcipami jak z rękawa. Podczas szkolenia nie szło mu świetnie, jeden z moich palców nadal jest wykrzywiony po tym, jak łapałem go z obrotów. Zaskoczył mnie wtedy swoją postawą. W żaden sposób nie załamywał się, nie biadolił tylko trenował na ziemi i skakał aż wyszło mu tak, jak tego chciał. Potem miałem okazję przekonać się, że taki miał charakter. Poznałem go jako uporządkowanego i bardzo zadaniowego człowieka. Skrupulatnie realizował swoje zamierzenia. Kilka lat później nauczyłem go jak skakać w tandemie. Na tandemie zakończyło się jego życie. Żona, dwoje małych dzieci. Młody człowiek, więc najpewniej też rodzice. Mama, dzień mamy. Wiem, że los dopada na przeróżne sposoby. Wypadki komunikacyjne, choroby. Co komu pisan...

Skoki na linę tzw static line

Dziwnie brzmi dla skoczka określenie skoki na linę. Tak jakby ktoś wskakiwał na linę. To nieco przestarzałe określenie wiąże się z nieco przestarzałą metodą szkolenia. Owszem nadal szkolenie podstawowe metodą static line jest uprawiane ale wiąże się to zwykle z faktem posiadania samolotu z silnikiem tłokowym, który nie daje rady wdrapać się na porządną wysokość. Static Line to skoki z małych wysokośc, pozostałość po wojskowych desantach Skoki na linę to tradycja komandosów . W ramach działań operacyjnych duża liczba desantowców musiała być wyrzucona w krótkim czasie z możliwie najniższej wysokości. Dlatego wyposażeni byli w spadochrony z systemem natychmiastowego otwarcia. Ten system opierał się w swej konstrukcji na linie statycznej. Stalowa, cienka linka w osłonie z brezentu, połączona z taśmą tekstylną prowadziła zazwyczaj do pokrowca spadochronu głównego. Podłączona przez wyrzucającego do grubszej, rozpiętej na pokładzie liny specjalną klamrą zaczynała swoją pracę, gdy de...